Witryna i podstrony lub jej komponenty mogą zbierać Twoje dane pod postacią ciasteczek (Cookies). Poruszanie się po witrynie oznacza Twoją pełną akceptację ich zbieranie. W celu zarządzania danymi zbieranymi sprawdź utawienia swojej przeglądarki internetowej (prywatność/bezpieczeństwo - dane przeglądania/pliki cookie - ciasteczka).

baner fb warsztaty

Bobry, powódź, szpital i drzewa

Opublikowano: sobota, 05, październik 2024
Sebastian
powrót do artykułów

Bobry, drzewa, szpital i powódź – komentarz


Wielu chciało mojego komentarza. Ktoś zwątpił w moje zainteresowanie. Ostatni czas był trudny. Choć powódź mnie nie dotknęła, to również workowałem dom i wał nad Odrą. Życie wioski było spójne jak jeden organizm. Do tego dużo wyjazdów terenowych, zleceń i zadań.

 

Ale jestem.

 

W tym tekście będę przeplatał pozornie odległe tematy. Oba jednak oscylują wokół przyrody, środowiska i człowieka. To będzie nasz mianownik. A co z licznikiem?

 

Ułamek nr 1.: konflikt wokół byłego Młodzieżowego Ośrodka Ruchu Drogowego w Zielonej Górze i budowa nowego Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży.

 

Ułamek nr 2.: bobry, powodzie, koryta, beton, rozlewiska, pola i szukanie winnego.

 

Zaczynamy działanie, wszak mianownik już mamy. Rozbijmy najpierw liczniki.

 20220430 tar b 2

Od kilku tygodni już wrze po ostatnich miesiącach doniesień o budowie całkowicie nowego obiektu szpitala – Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży. Nowego, ponieważ dotychczas tę funkcję pełni ośrodek w byłym pałacu w Zaborze w gminie obok Zielonej Góry. Problemów z tym związanych jest niemało. Trudności w zapewnieniu dostatecznej opieki specjalistycznej z racji dystansu między, niedostosowanie pałacu do pełnionej funkcji, potrzeby społeczne, które ewidentnie rosną... Nikt nie musi mnie do tego przekonywać. Param się edukacją, ale i jako rodzic zdążyłem coś-niecoś się dowiedzieć o funkcjonowaniu ośrodka w Zaborze (w przeciwieństwie do większości komentujących po obu stronach konfliktu). Z czego rodzi się jednak problem? Za faworyzowaną lokalizację wskazano młody drzewostan przy ul. Wyspiańskiego w miejscu byłego Młodzieżowego Ośrodka Ruchu Drogowego w Zielonej Górze. Innymi słowy – tniemy i budujemy. Przeciwnicy aranżacji zadrzewionego fragmentu miasta na rzecz oddziału nie widzą takiej możliwości. W przestrzeni publicznej z kolei latają hasła o wysokiej wadze, ale niestety będące powtarzanymi wszędzie i przy każdej okazji truizmami – „przecież zdrowie dzieci jest najważniejsze”. Jako nauczyciel i rodzic dość zobaczyłem i przeżyłem, aby nie podważać tego hasła, ale wykorzystywanie go jako argumentu koronnego zwyczajnie mnie obrzydza. Tego typu podprogowe komunikaty stosowane są już na każdym kroku, a tu potrzeba merytorycznej dyskusji. A zatem wkroczył dr Piotr Reda z zespołem ludzi, aby określić wartość przyrodniczą wskazanej lokalizacji. Piotr, którego znam z czasów mej bytności na uczelni i ogrodzie botanicznym, to fachowiec, dendrolog z krwi i kości. Ostatnie wznowienie płomiennych rozmów i materiałów medialnych wokół inwestycji związane są z przekazaniem wyników inwentaryzacji przyrodniczej. Piotr uspokaja, że wycinką objęte będą przede wszystkim młode drzewa, spontaniczny samosiew o niskiej wartości przyrodniczej. I ja, znając to miejsce, wierzę w to. Tzn. wierzę w niską wartość przyrodniczą w rozumieniu gatunków chronionych, cennych siedlisk, czy szczególnych walorów krajobrazowych. Dlaczego zatem mimo tego nadal panuje konflikt? Dlaczego społecznicy mówią nie, a społecznicy, którzy zasiadają w radzie miasta od niedawna mówią tak? W mej subiektywnej opinii, przynajmniej część z nich za poprzedniej władzy również by się sprzeciwiała, ale teraz sytuacja się skomplikowała.

 

To, że społeczeństwo jest spolaryzowane politycznie i mentalnie – każdy widzi. Wycinka drzew, spuścizna po tzw. Lex-Szyszko, absurdalne usuwanie drzew z przestrzeni publicznej, liczne zaniedbania, a przy tym emocjonalne przeplatanie faktów przyrodniczych z bajkami i półprawdami – te czynniki wespół zrobiły swoje. Dziś ciężko usunąć jedno drzewo bez konfliktu. Tu urzędnik być może mówi – wyciąć, bo inwestycja, a mieszkaniec mówi – nie ciąć, bo to złe. Zdarza się też (wcale nierzadko) odwrotna sytuacja: urzędnik – nie wolno ciąć, mieszkaniec – moje drzewo, moja działka, żądam zgody. Jesteśmy przeczuleni. Polaryzacja jest ogromna. Czy jestem wobec tego za budową w tym miejscu oddziału? Jak nie tu, to przecież w innym miejscu też będzie konieczna wycinka lub przynajmniej przekształcenie łąki, pola, nieużytku...

Zgadza się. Rzecz w tym, że nawet przy najmniejszej wycince, nawet przy najpiękniej ubranej w słowa lub najbardziej-ultra-maksymalnie ograniczonej do minimum – nie wycinka stanowi problem. Drzewa odrosną, lecz ten kawałek ziemi zostanie już dla przyrody w skali dziejów naszych utracony. I tak naprawdę, nie o wycinkę drzew, które poza samą wartością w sobie jako drzewa, nie odznaczają się wybitnymi parametrami i cechami, tylko o kolejny wydarty skrawek ziemi powinna toczyć się debata. Część miłośników przyrody przytacza jak zapomniane artefkaty przeszłości wielkie hasło „kliny zieleni”. Dawniej, owszem, w Zielonej Górze istniały kliny zieleni. Potężne wbijające się z zewnątrz do centrum miasta zielone strzały o wielkim potencjale. To one pomagały wentylować, klimatyzować i oczyszczać miasto, a także one zapewniały trakty migracyjne do i poza miasto. Ostatnie dekady jednak skutecznie rujnowały tę spuściznę po Grűnberg. Kliny były szarpane, rozrywane, zalewane betonem i asfaltem. To dlatego pracowano niedawno nad cichą znowu koncepcją „węzłów ekologicznych”. Był/jest to plan, aby połączyć i utrzymać zielone punkty na mapie miasta. Mówienie zatem o wycince pod Centrum Leczenia Dzieci i Młodzieży jako niszczeniu klinów jest doprawdy groteskowe – nie ta skala i nie ten czas. Niezależnie od tego – budowa Centrum w tym miejscu jednoznaczna jest z kolejną stratą zielonej powierzchni.

 

Osobiście mam problem z jednoznaczną opinią o tej inwestycji przy ul. Wyspiańskiego. Faktycznie potrzebne to przedsięwzięcie. Z pewnością bliskość szpitala, całego kompleksu, ułatwi dostęp pacjentom do specjalistów, a tym samym właściwej opieki. Kwestia kolejnej wydartej tu zieleni jednak, w tej części miasta oraz wątpliwości natury społecznej powodują, że bardziej skłaniam się do znalezienia innej lokalizacji. Również w mieście, które po połączeniu z gminą w 2015 roku zyskało potężną powierzchnię (i chaos przestrzenny, dosłownie w myśl hasła „zabudujmy byłą gminę, nieważne jak, nieważne kto, nieważne dla kogo, nieważne gdzie”). Ul. Waryńskiego może nie dźwignąć jeszcze bardziej wzmożonego ruchu pojazdów – przecież nie tylko pracownicy, ale i lekarze, karetki pogotowia, rodzice, opiekunowie będą się poruszać do placówki. Sama zaś ul. Wyspiańskiego też nie oferuje wielkich możliwości poszerzenia jezdni, aby nie komplikować tak ruchu mieszkańcom, uczniom i pracownikom, jak i odbiorcom budowy Centrum. No, zawsze można wyciąć aleję lip rosnącą wzdłuż ul. Wyspiańskiego (i tak zaniedbana przez lata – tak, wiem celowa szpilka, która ma zwrócić uwagę na szerszy problem każdej reprezentacji odrębnych opinii). Do czego dążę, to to, że samo wycięcie lichych drzew nie stanowi problemu, ani nawet jego początku. Zielona Góra jako miasto wojewódzkie rośnie, potrzeby miasta i regionu również. Nikt nigdy tak nie przegrywa w tym wyścigu, jak właśnie przyroda i przestrzeń. Budynek, parking, dojazd, chodnik, nieistotne co – „nadrzędny interes człowieka” miażdży wszelkie argumenty.

 

I tak też ten „nadrzędny interes człowieka” objawia się nam w rzeczywistości po stanie klęski żywiołowej. Skala zniszczeń i cierpienia ludzkiego jest ogromna. Nie mam nawet tu zamiaru silić się tu na truizmy, wielkie słowa i oceny. Wystarczająco już politycy wszelkiej maści, zadymiarze i kpiarze się pobawili hasłami. Przejdę więc do rzeczy.

 20220430 tar b 3

Jak to w ostatnim czasie prowadzenia prymitywnej polityki na każdym szczeblu, udało się dokonać tego, co najprościej uderza w publikę – znaleziono wroga, znaleziono winowajcę. Kandydatów było kilkoro. (1) Lasy Państwowe, bo tną lasy w górach, (2) aktywiści/aktywiszcze/ekologianie, bo zatrzymali budowę zbiorników retencyjnych (czy też ratanowych, ratancyjnych – różne terminy władni w fachu hydrolodzy ostatnio przytaczają), (3) poprzedni rząd, bo zbiorników nie zbudował, (4) obecny rząd, bo wszystko zrobił źle, (5) bobry. No i tak się składa, że spójna dość kapituła konkursowa wybrała bobry jako Miss & Mister Przyczyny Powodzi.

 

To bobry (a gratis lisy i borsuki – tylko to gatunki łowne, a bóbr objęty jest ochroną gatunkową) przekopały, rozkopały i podziurawiły wały. Na skutek bobrów wały nie wytrzymały. Na litość wszelką. Owszem, lokalnie występują problemy z bobrami, podam osobistą anegdotę niżej. Należy jednak spytać, na ile naturalne są wały przeciwpowodziowe? Kto je wzniósł? Kto obsługuje, kto nimi zarządza, kto ich potrzebuje? No może jednak nie bóbr, a czynnik ludzki ma tu większe znaczenie? Kto pozwolił i buduje nadal na terenach zalewowych, w tym literalnie na obszarze dolin rzek? Jeżeli tak wygląda nadzór nad technicznym stanem wałów, to nie należy ścigać bobrów, a ludzi odpowiedzialnych za utrzymanie wałów, bo coś mam wrażenie, że są tacy na tym padole łez. Ale to nie tylko to – należy przyjrzeć się, czy wystarcza ludzi do tego, jak funkcjonuje zarządzanie wałami i infrastrukturą. W wiosce, w której mieszkam zostaliśmy w dużej mierze zdani na siebie. Owszem, dostaliśmy piach i worki, ale dużą część materiału udało się załatwić. To myśmy układali, sypali, to nas mundurowi pouczali, a urzędnicy zapewniali, że już wszystko cacy. A gdy przyszła godzina prawdy, gdy wał zaczął przeciekać, wtedy było wielkie „UPS”. No ale właśnie, przecież to bobry...

 

Rzut kamieniem od mego domu jest śródleśny staw. Jest to użytek ekologiczny. Wokół bory sosnowe w zarządzie Lasów Państwowych. Wokół stawu i wzdłuż kanałów łączących go z innymi stawami rosną dęby szypułkowe. Nieliczne w skali miejsca. Właściwie coraz mniej. Każdego roku jakiś kolos zamiera ogryziony przez bobry. Nie zrozummy się źle – jestem za ochroną bobra. Nie śmiem rzec, czy jest ich lokalnie za dużo, wiem, że są, bo widzę ich działalność i z jednym w tym roku szedłem noga w nogę pewnego wieczora. Co zdziwiło nas obojga/oboje, gdy się kapnęliśmy. Jeżeli jednak mam ocenić znaczenie rosłych dębów lokalnie, to owszem, szkoda ich. Z jednej strony niesamowite, jak dwa dęby zostały położone do siebie z obu stron stawu, z drugiej przeraża ich skuteczność, ponieważ co roku średnio jeden dąb zamiera. Kilka lat temu, chyba trzy, pisałem do nadleśnictwa w tej sprawie. Byłem po rozmowach też w RDLP na ten temat. Obiecane zostało mi, że dęby zostaną zabezpieczone. Bardzo prosty to sposób – albo otoczone będą siatką, albo posmarowane od dołu smołą i piaskiem. Oba sposoby są pewnego rodzaju balansem. Młodych drzew liściastych wokół jest dość. Minęło kilka lat i nie stało się nic. Tego roku kolejne drzewo padło. I co, znowu mam być zadymiarzem, jak wielu lubi mnie nazywać, bo poruszę tę kwestię? Halo, Nadleśnictwo Przytok,...

 

To jak, moje lokalne bobry dokonały zemsty, czy po prostu chcą zalać całą wioskę? Chyba jednak nie do końca, bo demagodzy w garniakach, kubrakach i żakietach (nawiasem, żeńska wersja od demagodzy to...?) zapomnieli zupełnie, że bobry też ucierpiały. Zalane nory nie są przyjazne. Bobry potrzebują tlenu atmosferycznego, nie rozpuszczonego w wodzie; to nie ryby. O zaletach działalności bobrów jako tzw. architektów środowiska nie będę tu traktował, dość specjalistów od tych ssaków się już wypowiedziało. Zwrócę tylko uwagę, że owszem, nie powinno się patrzeć na kwestię bobrów zero-jedynkowo. A tak jest z nimi, jak i wilkami, czy łosiami. Albo wybić, albo pozwolić na wszystko. Syndrom nienawiści kontra syndrom nieogarniętego rodzica, rozkapryszającego bachora. Ostro? Nie sądzę.

 

Największym architektem/inżynierem środowiska jest człowiek. Bez dwóch zdań. Bobry, ale i dziki i pekari w mniejszej skali, bizony i żubry – te zwierzęta uczestniczą w na tyle dalekim przekształcaniu środowiska wokół siebie, że skutkuje to pojawianiem się innych gatunków. Takie pekari w Ameryce Południowej uczestniczą poprzez babrzyska w tworzeniu się zagłębień w ziemi, gdzie zatrzymuje się woda, która z kolei sprzyja płazom... Przekształcanie sprzyja jednym, grozi lub przeszkadza innym. I wiedza właśnie o tym, o skali i beneficjentach – tym zajmuje się ekologia sensu stricto, nauka o powiązaniach między populacjami i populacjami a środowiskiem życia.

 

Zamiast więc zarzygiwać sieć i przestrzeń publiczną frazesami, oskarżeniami i pseudowiedzą, odsyłam do baz danych z artykułami naukowymi, do specjalistów, do badaczy – od hydrologów, po biologów, a nie do gadających głów z mównic sejmowych. To nie liczba głosów i mandat poselski (dotyczy to każdego z Was z osobna, od lewa do prawa, od góry do dołu) lub godność radnego miejskiego/gminnego świadczy o tym, czy powinniście zajmować głos w sprawie, o której nie macie pojęcia. To faktyczna wiedza – nie emocje, nie „widzi mi się”, nie „wydaje mi się”, nie „według mnie” – powinna służyć nam wszystkim, aby przeciwdziałać powodziom, jej skutkom i przyczynom.

 

Tu potrzeba wielotorowego podejścia, od rozpatrzenia możliwości renaturyzacji koryt rzek, budowy różnego typu zbiorników retencyjnych, ale także przeznaczenia przestrzeni na rzecz retencji (gleba! Rośliny – fitoretencja!!!), a finalnie odwołania się do nauki i zawierzenia przyrodzie, nie demiurgom szykownie ubranym z telewizji.

 

Wasz Miejski Druid.

20220430 tar b 1

20230103 tar bobry

20240915 tar b


Inne materiały:

Rozważania nad cytatem: Cytat02/24 Rozwój, populizm, edukacja:

edukacja a populizm


Hodowla straszyków to też botanika, czyli o roślinach żywicielskich i ich poznawaniu poprzez hodowlę straszyków:

czym różni się grab i buk?


Zielony Kapitał Miasta, czyli o potencjale przyrodniczym Zielonej Góry:

Zielony Kapitał Miasta Zielona Góra, przyroda miasta


powrót do artykułów

Cytat 03/24 Człowiek jest częścią przyrody

Opublikowano: niedziela, 02, czerwiec 2024
Sebastian

powrót


"Wyrabianie aktywnego stosunku dzieci do ochrony przyrody. Ugruntowanie przekonania o tym, że człowiek jest częścią przyrody, że powinien z przyrodą współżyć i chronić ją."

A. Janczewska (Dział „Środowisko. Społeczno-przyrodnicze.”, "Nauczanie początkowe. Materiały metodyczne dla nauczycieli”. Zeszyt 3. (rocznik XXV, rok szkolny 1979/80, Związek Nauczycielstwa Polskiego. Oddział Kielce. Red. nacz. Ryszard Więckowski, CzZG ZP Kielce, s. 100.)

 

Czytaj więcej: Cytat 03/24 Człowiek jest częścią przyrody

Dzień Ziemi 2024

Opublikowano: wtorek, 23, kwiecień 2024
Sebastian

powrót


Wczoraj obchodziliśmy Dzień Ziemi, po raz 54. Często podkreślam, że to ważna data, bo podkreśla potrzebę dbania o planetę, jedyną, jaką mamy, szkoda jednak, że tak wielu pamięta o niej tylko tego dnia. Wtedy dochodzi do organizacji masowych wydarzeń pod szyldem ochrony środowiska i przyrody. Każda chwila refleksji o Ziemi jest cenna - nie zaprzeczam. Przykrym zjawiskiem jest niestety wykorzystywanie tego dnia jako narzędzie populizmu. Co przez to rozumiem?

drzewka dzienziemi2024

Czytaj więcej: Dzień Ziemi 2024

Dwa oblicza wiosny

Opublikowano: poniedziałek, 01, kwiecień 2024
Miejski Druid

powrót


Wiosna zagościła już na dobre. Nie tylko wypierała już w lutym zimową aurę, ale i tak zwyczajnie, kalendarzowo po raz kolejny nas powitała. Już kwiecień! A zatem kwiaty są wszędzie – w dnie lasu, na łąkach, na drzewach i krzewach. Wiele z nich pojawiła się szybciej z uwagi na łagodną zimę, szczególnie jej finał. Budzącej się do życia roślinności, teraz coraz gwałtowniej zieleniejącej, towarzyszą oczywiście zwierzęta.

wiosenne dylematy s

Czytaj więcej: Dwa oblicza wiosny

Cytat02/24 Rozwój, populizm, edukacja

Opublikowano: wtorek, 06, luty 2024
Miejski Druid

"Co więcej: walka z przyrodą, ujarzmienie przyrody są często wprost utożsamiane z sukcesami w rozwoju cywilizacji i kultury. Takie rozumienie kultury przeniósł także Europejczyk na podbite kontynenty i usiłował zaszczepić je ich pierwotnym mieszkańcom."

Czytaj więcej: Cytat02/24 Rozwój, populizm, edukacja