Cytat 03/24 Człowiek jest częścią przyrody
"Wyrabianie aktywnego stosunku dzieci do ochrony przyrody. Ugruntowanie przekonania o tym, że człowiek jest częścią przyrody, że powinien z przyrodą współżyć i chronić ją."
A. Janczewska (Dział „Środowisko. Społeczno-przyrodnicze.”, "Nauczanie początkowe. Materiały metodyczne dla nauczycieli”. Zeszyt 3. (rocznik XXV, rok szkolny 1979/80, Związek Nauczycielstwa Polskiego. Oddział Kielce. Red. nacz. Ryszard Więckowski, CzZG ZP Kielce, s. 100.)
ECHO PRZESZŁOŚCI
Choć nadal rzadko, to coraz częściej można usłyszeć, że człowiek nie jest ani sługą, ani panem przyrody. Coraz częściej podkreśla się „biologiczność” człowieka – wszak doprawdy nasze potrzeby sięgają podstawowych kryteriów, jakimi opisuje się życie. Pobieramy pokarm, trawimy, a zatem prowadzimy przemianę materii, na finale której coś musimy wydalić, a wszystko po to, aby rosnąć i się rozwijać. Następnie zaś możemy podjąć się wydawania potomstwa, co nazywa się zwyczajnie rozmnażaniem. W tym miejscu wielu być może się skrzywi – zapewne przede wszystkim ci wszyscy, którzy przedkładają humanizm ponad biologiczność. Tu droga wolna, faktem jest jednak, że tak zasady metabolizmu, genetyki – w tym dziedziczenia, jak również podstawy wielu naszych zachowań nie są wcale szczególnie wyjątkowe w świecie przyrody. Wielu ciężko to zaakceptować, tak jak i wielu w kwestii metabolizmu, że aby żyć musimy pobierać pokarm. A to zgodnie z definicją życia wiąże się z pozbawianiem życia lub uniemożliwianiem dalszego życia innym organizmom żywym – od bakterii i protistów, przez grzyby i rośliny, po zwierzęta. Nie wchodząc dziś jednak w rozważania nad bioetyką i powodami dla stopniowego różnicowania „gorszego” i „lepszego” życia (trawa, rzodkiewka, komar, muchomor, pleśniak – tak, oni też żyją), pochylmy się nad przytoczoną sentencją. Tym bardziej, że pochodzi z tekstu stanowiącego poradę metodyczną dla nauczycieli uczących w klasach początkowych 40 lat temu!
GDYBY... ALE JEDNAK NIE...
Chwilę pogdybajmy zatem. Gdyby ten sposób myślenia udało się wprowadzić u ówczesnych dzieci (czyli na oko 6-8-latkowie), to dzisiejsi 50-latkowie nie prowadziliby prowadzących donikąd kłótni i przepychanek w myśl „mojszej racji”, tylko kierowaliby się faktami, nauką, empatią i zrozumieniem na polu patriotycznym (dziedzictwo przyrodniczo-kulturowe!). Tym bardziej, że zdanie pochodzi z propozycji lekcji pod tematem: „T. 1. Ochrona naturalnego środowiska przed wpływami uprzemysłowienia”. Wśród podanych treści pada znamienite zdanie: „Pomniki przyrody (prawem chronione) są przedmiotem troski całego społeczeństwa”. Gdyby to stwierdzenie z powodzeniem funkcjonowało dziś w społeczeństwie, uniknęlibyśmy zapewne podpaleń pomników przyrody (jak choćby „Dąb Napoleon”, „Dąb Chrobry”, ale i inne...), chęć powoływania kolejnych byłaby znacznie wyższa (tak oddolnie, jak i na poziomie urzędów, rad miast i gmin jako organów uchwalających) i chęć pielęgnacji elementów przyrody na rzecz ich trwania i stania się pomnikami przyrody w przyszłości też wylewałaby się ze społeczeństwa. Czy tak jest? Ja nawet nie śmiem, ja z całą bezczelnością uważam, że jest maksymalnie zgoła inaczej.
BEZCZELNI GARNITUROWCY
Co to znaczy "bycie częścią przyrody"? Nie oznacza to zamordyzmu wobec planety i denializmu naukowego w myśl ekonomii wyznawanych przez jedną grupę garniturowców nienegujących przypuszczalnie jedynie istnienia pieniędzy. I nie oznacza to również pchania się w kierunku absurdalnych i narzucanych wiecznie z góry regulacji. Jak długo można coś narzucać i wiecznie karać? Przecież prędzej czy później takie podejście zostaje nacechowane mniej lub bardziej znamionami ideologicznej tyranii, bo przecież papier wszystko przyjmie. Nigdy nie osiągniemy zero-emisyjności, jak i nigdy nie dotrwamy do momentu prawdziwego dobrobytu i bezpieczeństwa, jeśli nie zbudujemy świadomości. Świadomość to coś więcej niż hasła. Budowanie świadomości to przede wszystkim PROCES. Wyszukiwanie i analiza rzetelnych danych wymaga umiejętności i wiedzy. Jak to jest, że totalni ignoranci, nie mający za grosz podstaw wiedzy z biologii, chemii i fizyki (tu rodzi się pytanie o wykształcenie podstawowe) na każdym skrzydle politycznej sceny mają czelność zabierać głos w sprawach klimatu, bioróżnorodności, ochrony siedlisk itd. jako OPINIOTWÓRCY i AUTORYTETY? Jedni stale zaprzeczają potrzebom walki o hamowanie zmian klimatu (których to zachodzenie wątpliwe, że zatrzymamy), inni chcieliby tak o, w magiczny sposób, nie tylko zatrzymać je, ale i cofnąć konsekwencje. To bardzo urocze, ale jakże naiwne. A przez to, że naiwne i rozgrywane głównie na polu emocji, to i metody narzucania tej jednej słusznej wizji teraźniejszości i przyszłości przybierają coraz bardziej chory i pretensjonalny ton.
CELEBRYCI, POLITYCY I FOTOSYNTEZA
Nikt mnie nie musi przekonywać do ochrony środowiska i przyrody. Jestem biologiem i przyrodnikiem z pasji od dziecka, profesji, zawodu i wykształcenia. Zrobiłem i robię nadal wiele społecznie – od prostych spraw typu zbieranie śmieci po wątpliwej umysłowości pobratymcach, po wyższe – jak społeczne analizy przyrodnicze, wnioskowanie o powoływanie form ochrony przyrody, interwencje środowiskowe... Nie mówiąc o edukacji – blog, media, szkoła, firma, uczelnia... Nauczam o i popularyzuję przyrodę od żłobka po dom seniora. Stale staram się dokształcać i dowiadywać jak najwięcej, aby jeszcze lepiej to robić. Piszę to dlatego, że szlag jasny mnie zalewa coraz częściej, gdy słucham przedstawicieli kolejnych władz, którzy uwzięli się i uznają się za mistrzów przyrodoznawstwa, częstokroć będąc faktycznie miłośnikami przyrody, ale na tym się kończy ich relacja z przyrodą i faktami. Dyskusję o przyrodzie zdominowała statystyka i słupki, szacowanie finansowe, jak i ignorancja wobec faktów. Od pewnego czasu można wysłuchiwać na wiecach i spotkaniach polityków, jak to źle, że „każą uczyć się budowy pantofelka i fotosyntezy”. Naprawdę źle? Fotosynteza to absolutna podstawa życia na tej planecie. I nawet nie chodzi o tlen, bo ten jest PRODUKTEM UBOCZNYM, a nie celem fotosyntezy! Przyswajanie nieorganicznego węgla w postaci dwutlenku węgla i jego przemiana metaboliczna do postaci węgla organicznego w rozumieniu związków organicznych – to dzięki temu niezwykłemu procesowi możemy na tej planecie żyć!!! A potem słucham celebrytów i polityków, jak to się wypowiadają o fotosyntezie. Jeden w hawajskiej koszuli uważa, że puszcza amazońska to nie żadne płuca Ziemi, bo większość tlenu powstaje w oceanie. Ależ to prawda – wszak większość globu pokryta jest oceanem, a przy powierzchni liczne organizmy zdolne do fotosyntezy ją prowadzą. Warto jednak zadać pytanie, od kiedy to płuca produkują tlen? Bo zdecydowanie raczej służą jako organ do wymiany gazowej, vel. wentylacji. I to jest właśnie esencja puszczy amazońskiej, jak i tajgowych lasów świerkowych, stanowiących planetarny klimatyzator. Z byłego ministra środowiska, którego byłem zawsze zagorzałym przeciwnikiem – prof. J. Szyszko, kpiono, gdy powiedział, że „dwutlenek węgla to gaz życia”. Może i jest to nieco nieszczęśliwe porównanie, ale jest w nim sporo prawdy, gdy choć trochę rozumiemy podstawy ekologii. Ekologii rozumianej jako nauki o oddziaływaniach, nie jako wyświechtanego medialnego terminu. Gdy w szkole pojawia się na biologii dział „Ekologia”, wtenczas omawia się obieg węgla w przyrodzie. Gdyby nie węgiel i fotosynteza, nie byłoby nas. Bo widzicie, gdy powstało życie, polegało ono na oddychaniu komórkowym BEZTLENOWYM. I było to w pełni tego słowa znaczenia życie.
WSZYSCY JESTEŚMY „BIAŁKOWCAMI”
Węgiel bowiem to w chemii organicznej podstawowy klocek. Bez niego nie zbudujesz tu niczego. Węglowodory i ich pochodne? Oparte na łańcuchach i pierścieniach węglowych. Węglowodany? Węgiel. Tłuszcze? Węgiel. Aldehydy, ketony, alkohole? Węgiel. Kwasy karboksylowe, jak ten poczciwy ocet? Węgiel. DNA i RNA? Duży udział węgla. Białka? Węgiel. A teraz wyobraźcie sobie, że to wszystko i wiele innych grup związków organicznych może finalnie powstawać dzięki temu, że kawałek „zielska” lub „zielonych glutów i drobin w wodzie” potrafi wyłapać dwutlenek węgla, a następnie przekształcić cząsteczki tego gazu w glukozę i jej półprodukt. A potem dopiero dzięki enzymom tychże, jak i tych, co ich zjadają, zachodzą dalsze obróbki i przemiany! Nawiasem, wszystkie enzymy to białka lub białka plus gratisy (jak jon metalu, grupy niebiałkowe). I to właśnie enzymy są niczym fabryki i majsterkowicze w jednym. Jedne enzymy z małych klocków tworzą duże cząsteczki (np. ligazy łączą), inne rozkładają duże na małe (wielka różnorodność hydrolaz), inne wreszcie przebudowują wygląd przestrzenny. Jak to rozumieć? Glukoza i fruktoza mają dokładnie takie same atomy poszczególnych pierwiastków – 6 atomów węgla, 6 atomów tlenu i 12 atomów wodoru. To, jak przestrzennie są ułożone te atomy decyduje o tym, czy jest glukoza, fruktoza, czy inny sześciowęglowy monosacharyd (heksoza). Enzymy z klasy izomeraz mogą dokonywać takiej rearanżacji. A zatem, bardzo skracając opowieść o enzymach i fotosyntezie – należy tu podkreślić dwa hasła:
Jesteśmy „węglowcami”. Jesteśmy „białkowcami”.
Białka to oczywiście nie tylko enzymy. Część białek odpowiada za naszą strukturę – tak na poziomie komórki i wyższym. Inne służą za transport cząsteczek – nie przewodzilibyście impulsów nerwowych, gdyby nie pompa sodowo-potasowa. Białka odgrywają potężną rolę w naszym życiu. Zrozumienie zatem podstaw biochemii jest kluczowe dla zrozumienia nas samych, a wtedy dostrzeżemy też tak wiele związków z innymi organizmami żywymi, że już to wystarczy, aby ugruntować stwierdzenie, że, owszem, JESTEŚMY CZĘŚCIĄ PRZYRODY.
A to dopiero początek... I jak to osiągnąć bez tych fotosyntez i pantofelków w szkole...?
Poprzednie cytaty
Inne treści:
Z czasów początku pandemii – szybkie korepetycje z genetyki dla moich uczniów.
Bioliryczny utwór „Zabrali mi to” (włącz napisy w YT).
Bioliryczny utwór „Noc, dzień... Tyle pytań...” (duet z uczniem aka Kiermanem).
Odsłony: 298