cytat 02/23 W. Strojny
„Wiele gatunków jest zagrożonych i będzie można je zachować tylko pod warunkiem współpracy biologów, techników i planistów oraz zrozumienia ze strony całego społeczeństwa.”
Powyższe słowa padają we wstępie do książki pt. „Nasze zwierzęta”, autorstwa prof. Władysława Strojnego (PWRiL, Warszawa 1981) i doskonale obrazują dzisiejsze potrzeby ochrony przyrody. Szkoda tylko, że padając 40 lat temu nie doczekały się nowego brzmienia, np. „W wyniku edukacji społeczeństwa i uwrażliwienia na problem postępującego zanikania gatunków i ekosystemów, udało się nam osiągnąć wielkie postępy dzięki współpracy [...]”.
Dziś słowa ze wstępu są nadal aktualne i nadal niosą ze sobą wyczekiwanie na ten moment współpracy. A ta bierze się tak z woli, jak i zrozumienia. Nie jest bowiem fanaberią biologów, że w tabelkach poszczególne gatunki zyskują najczęściej coraz to silniejsze kategorie zagrożeń wymarciem. I nie jest to również ekscytacją biologów, aby wiecznie straszyć wymieraniem. Wierzcie nam, chcielibyśmy częściej mówić o tych dobrych aspektach. Na nieszczęście dla przyrody jednak, najwidoczniej nie jest możliwe, aby dziedzina „ochrona przyrody” odeszła w zapomnienie. I nie dlatego, że poddajemy się, tylko że już nie jest realnie potrzebna. Patrząc na naszą cywilizację można odnieść wrażenie, że nigdy nie będzie mniej potrzebna, a już tylko coraz bardziej. Tak na szczeblu lokalnym, regionalnym, jak i państwowym i ponadto. Współcześnie zaśmiecamy już nawet przestrzeń kosmiczną. Pod tym względem jesteśmy niesamowici.
Stanowimy organizmy żywe, podlegające w pełni prawom biologii i szerzej – przyrody. Mamy niesamowite postępy w nauce, a wachlarz narzędzi i urządzeń do naszej dyspozycji tylko się powiększa. Bawimy się coraz śmielej w bogów grzebiąc w genach, a nie potrafimy (nie chcemy?) ochronić kawałka mokradła po sąsiedzku. Latamy w kosmos, a jednocześnie wytruwamy lub skazujemy na głodówkę wszystkie ptaki morskie, bo dziś ciężko znaleźć jakiegoś bez plastiku w organizmie. Stawiamy apartamenty, szczycimy się ogrodami (ledwie zielonym kleksem w rzeczywistości) na ich dachach w miastach, bo tak bardzo chcemy mówić o zielonej estetyce. A tak naprawdę egzystujemy w paranoidalnej rzeczywistości, gdzie rynek mówi „im więcej zieleni, tym mieszkanie więcej warte”, a jednocześnie wyrzynamy tę zieleń, aby postawić donice z kwiatkami na dachu. Mówimy o ochronie pszczół/dzikich zapylaczy, a mamy na myśli wszędobylską, powszechnie hodowaną i nijak niezagrożoną pszczołę miodną, nie zaś te wszystkie pszczoły żyjące w mniejszych i nie tak doskonale zorganizowanych społecznościach, nie mówiąc o tych samotnie bytujących lub w niezobowiązujących koloniach. Tworzymy niesamowite wytwory techniki, podniecamy się dziś sztuczną inteligencją, a nie rozumiemy, jak bardzo na nasz umysł i gospodarkę hormonalną wpływa śpiew ptaków, których repertuar kurczy się w wraz ze spadkiem liczebności wielu gatunków. Potrafimy przesuwać palcem po mapie całe budynki, osiedla i drogi, a nie potrafimy ocalić rosłego dębu z porostami, mimo że chronionymi, bo zaraz urzędnicza machina i przyklaskująca jej część społeczeństwa kpi z takiego przedmiotu ochrony. Wszak to działania partyzanckie przeciw rozwojowi! Nie żeby niepostrzeżenie kolejne niezwykłe gatunki i ich zgrupowania znikały. Bo tak właśnie jest. Wymieranie zachodzi często po cichu i tuż obok.
I tylko po latach czytamy o jakimś zwierzęciu lub roślinie, ba, i grzybie. I nagle nachodzi nas taka myśl – sprawdzę, gdzie go można spotkać. Po chwili dowiadujemy się jednak, że w rzeczywistości czytamy nekrolog gatunku. Bo już go nie ma od lat.
@sebixurbandruid Fragment o grzebiuszce ziemnej, naszym poczciwym płazie bezogonowym, co zacnie dupką się zagrzebuje w piasku. Więcej --> FB --> Żywa Edukacja ;) #animal #plaz #toad #zwierzeta #płaz ♬ 1hymn for the weekend - 阿吉野马
Odsłony: 1624