Witryna i podstrony lub jej komponenty mogą zbierać Twoje dane pod postacią ciasteczek (Cookies). Poruszanie się po witrynie oznacza Twoją pełną akceptację ich zbieranie. W celu zarządzania danymi zbieranymi sprawdź utawienia swojej przeglądarki internetowej (prywatność/bezpieczeństwo - dane przeglądania/pliki cookie - ciasteczka).

baner fb warsztaty

Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi 2018

Opublikowano: niedziela, 22, kwiecień 2018
Sebastian

fb logoKończy się Międzynarodowy Dzień Ziemi. Nie oznacza to jednak, że dzisiejszy ukłon w kierunku przyrody nie ma trwać... stale.

Co dziś Zrobiłaś/Zrobiłeś? Pochwal się. Daj znać. Ja posadziłem znowu trochę drzew, krzewów i bylin w swym nowym ogrodzie. Udało mi się uciec ze zgiełku miasta na wieś, pod las. Zapraszam, Rzuć okiem na tę moc kwiecia i wsłuchaj się w rój pszczół i trzmieli, pracowicie zapylających te wszystkie kwiaty. Co najważniejsze, za darmo. Ludzką miarą mierząc.

P.S. Szyba brudna, wybaczcie. Poddasze dopiero do adaptacji ;) Za jakiś długi czas ;)

Czytaj więcej: Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi 2018

Konflikt o aleję w Suchej

Opublikowano: niedziela, 05, listopad 2017
Sebastian

AKTUALIZACJA!!! FINAŁ!!!

Po dwóch latach walk, sporów i tłumaczeń udało się ochronić aleję przed "rozwojem". Ministerstwo Kultury podtrzymało przychylną decyzję o wpisaniu alei do rejestru zabytków na wniosek lubuskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami. Czytaj tutaj [kliknij].


Sucha, niemal sam skraj współczesnej Zielonej Góry, do niedawna jeszcze odrębna miejscowość wiejska. Na północnym wschodzie Suchej powstaje potężne osiedle domów rodzinnych. Wszystko według uznania, niemniej w mojej ocenie osiedle odzwierciedla jak bardzo narasta ciasnota w wyniku ekspancji ludzkiej. Domek, pasek ziemi wokół, domek, pasek ziemi wokół, domek... Uliczka oddzielająca rząd domów i powtórka. Przy powstającym osiedlu przebiega droga wylotowa na Otyń, a zatem i drogę ekspresową S3. Z kolei wzdłuż drogi rośnie aleja drzew. Aleja - czyli termin oddziałujący niczym płachta na byka wśród osób lokalnie rządzących. Obecnie w Suchej miejskie potrzeby to standardy przenoszone na teren wiejski. Kanaliza, piękny asfalt, brak drzew - oto potrzeby. Zezwolono na budowę osiedla przy samej alei, więc automatycznie powstał problem drzew rosnących przy drogach wylotowych z osiedla. Istniejąca droga asfaltowa wbrew pozorom nie jest najgorszej jakości. Acz zawsze można lepiej. Przede wszystkim potrzeba zbudowania nowej drogi jest niekwestionowana, gdy mówimy o pierwszym z trzech planowanych odcinków inwestycji. Ten w istocie dotyczy wymiany dotychczasowej drogi pełnej dziur i kolein czy kocich łbów prowadzących do uszkodzeń samochodów. Jak temu zaradzić?

POLUB STRONĘ POŚWIĘCONĄ OBRONIE ALEI NA PORTALU FACEBOOK!

O ROLI DRZEW PRZECZYTASZ TUTAJ! KLIKNIJ TEKST LUB ILUSTRACJĘ!

jesion liscie

Rozwiązanie? Zlikwidujmy aleję. Żadnych kompromisów, choć są i tacy, którzy starali się je osiągnąć. Mimo zapewnień ze strony urzędu, że usunięte zostaną pojedyncze "realnie zagrażające" drzewa i susz konarowy, na tę chwilę wydano wyrok na kilkadziesiąt drzew. Urzędnik, z którym prowadziłem korespondencję wyjaśniającą, coraz bardziej spłyca odpowiedzi na pytania uchylając się od odpowiedzi, czy wykonano inwentaryzację przyrodniczą alei oraz jakie działania zostaną podjęte celem ochrony niewielkiego stanowiska widłaka goździstego, zlokalizowanego tuż przy alei. Widłak goździsty to roślina objęta częściową ochroną, o kosmopolitycznym zasięgu, ale o zarazem kurczącym się zasięgu. Jako główna przyczyna podaje się gospodarkę leśną, w wyniku której degradowane są siedliska i same rośliny. Widałki to zarodnikowe rośliny reliktowe, które szczyt swej chwały mają już dawno za sobą. Uczono Cię w szkole kiedyś o paprociach i krewnych? To na pewno mówili Ci o widłakach. Grunt czy pokazali Ci wtedy widłaka na żywo? Ok. 10 lat nawet może trwać rozwój pierwszego stadium widłaka - gametofitu, zanim ujrzymy to, co uznajemy za widłaka, czyli stadium sporofitu. Dziesięć lat. W tym czasie nie widać nic, gametofit rozwija się w swej niepozornej postaci w glebie. Skoro mamy tu widłaka, to czy nie ma również w samej alei innych cennych i rzadkich gatunków? Przed paru latu widziano pod aleją parę dudków... A przecież to ledwie namiastka bogactwa tam występującego.

Wielowątkowy charakter sporu o drogę i aleję poruszyła w reportażu Małgorzata Nabel-Dybaś na antenie Radia Zachód (kliknij).

Jakie znaczenie mają aleje drzew? Od razu odbijmy chory argument zagrożeń płynących z drzew alejowych. Po pierwsze główną przyczyną wypadków jest zły stan techniczny dróg i nieprzestrzeganie zasad ruchu drogowego przez kierowców, a nie obecność drzew. Po drugie, to że drzewo może się przewalić to fakt. To że wiatr może powalić drzewo, urwać gałąź to fakt. Ale również faktem jest, że człowiek ginie przejechany przez samochód lub doznaje poważnego uszczerbku na zdrowiu, im lepsza droga, tym większy ruch, im większy ruch, tym więcej kolizji. Może więć należy zabronić kupna aut, tak jak już wkrótce będzie to miało miejsce w Singapurze? Wróćmy do roli drzew alejowych, co wyjaśniłem w skrócie w pierwszym liście z opinią o planowanych wycinkach. Drzewa hamują spływ powierzchniowy. Oznacza to, że w wyniku ulew okolica nie jest tak gwałtownie zalewana jak przy braku drzew. Ich korony stanowią doskonałą barierę zatrzymującą masę wody, do tego drzewa korzeniami wypompowują spore ilości wody i odparowują ją. Swymi korzeniami wiążą również grunt i uczestniczą w wymianie gazowej w glebie. Drzewa wreszcie dają cień, obniżają temperaturę otoczenia latem, filtrują powietrze, w tym zanieczyszczenia, magazynując część w swoich tkankach, stanowią zielony korytarz umożliwiający przemieszcanie się rozmaitym zwierzętom, a ponadto służą jako dom i schronienie, miejsce rozwoju, wrostu i rozrodu rozmaitym organizmom - od skali mikro po makro. Czy ktoś sobie zadał trud dokonania inwentaryzacji przyrodniczej? Wygląda na to, że nie.

DOWIEDZ SIĘ O ROLI DRZEW W MIEŚCIE TUTAJ!

aleja foto 01

Oczywiście, pewnym problemem przyrodniczym jest to, że aleja tworzona jest głównie przez dęby czerwone i robinie akacjowe, drzewa gatunków obcych. Ale mimo to, NIE MOŻNA obniżać ich wartości! Wartości przyrodniczych dla miejsca, wartości historycznych i kulturowych. Cały krajobraz przyrodniczy obecnej Zielonej Góry, tak dawnego Grunberga jak i obszarów wiejskich zawdzięcza wiele myśli przestrzennej Niemców. A ta akurat miała swe założenia, plany, czyli coś, czego zabrakło w powojennej Zielonej Górze, a w szczególności współczesnej. Brak planu zagospodarowania dla całej obecnej Zielonej Góry powoduje jeszcze większy chaos niż dotychczas (co wydawałoby się skrajnie niemożliwe). Pokłosiem połączenia miasta z gminą jest likwidacja alei drzew i rozmaitych miejsc cennych przyrodniczo. Totalna negacja ekspertów, społeczników znajduje swe odbicie w decyzjach podejmowanych zgodnie z "widzi mi się" władców miasta. Zrzucanie winy i odpowiedzialności z podmiotu na podmiot, uchylanie się od jasnych i rzeczowych komentarzy - tak wygląda od lat Zielona Góra.

aleja foto 02

W Suchej odbyło się głosowanie, którego przebieg jest kwestionowany przez licznych mieszkańców Suchej, którzy opowiadają się za utrzymaniem alei. Nie rozumiem wcale przy tym, jak dobro wspólne, jakim jest aleja drzew niosąca wspomniane już wartości, może być likwidowane na skutek konsultacji wśród gartski mieszkańców. Odnosząc się do odpowiedzi pana Urbańskiego z dnia 30 października 2017 roku - rozumiem, że równie dobrze można zapowiedzieć wybory samorządowe, wyznaczyć ograniczoną porę udziału w wyborach i trudno, przecież każdy wiedział, że są wybory, a to że musiał być np. w pracy... Kwestia wyboru, obowiązki zawodowe lub wybory. Pozdrawiam m.in. lekarzy. Albo operuje albo bierze udział w wyborach. Dobrze rozumiem, panie Urbański?

Poniżej załączam pełną korespondencję. Polecam wszystkim zaangażować się w ochronę alei, wypracowanie kompromisu i przede wszystkim apel do władz, zacznijcie wy wreszcie słuchać innych, nie tylko siebie.

Sprawa była poruszana na łamach zielonogórskiego dodatku do Gazety Wyborczej, kliknij tutaj.

aleja sucha

aleja sucha wid 1117

Attenborough jest jeden

Opublikowano: niedziela, 18, czerwiec 2017
Sebastian

dero lobata niekop"Wracamy do tego, co było na początku menażerii i sprowadzania zwierząt z dalekich zakątków świata. Wracamy do show, do Koloseum, do aren starożytności, gdy stawiano naprzeciw sobie słonie i nosorożce, lwy i tygrysy lub te zwierzęta i ludzi. Szkoda, że po upływie tylu lat i posiadaniu takich możliwości technicznych nadal Attenborough jest jeden. Ale jak długo?"

Przyroda to dynamiczny układ, pełen bogactwa form, strategii, powiązań i przemian. Jako ludzie mamy tendencję do ujmowania jej w stworzonych przez nas ramach. Postrzegamy przyrodę przez pryzmat piękna, by po chwili określać liczne zwierzęta jako odrażające, ohydne i przerażające. Lubimy mówić o jej dzikości, naturalności, a zaraz definiujemy drapieżnictwo jako igrzysko pełne brutalności. Generalnie nie mamy jako ludzkość, jako społeczeństwo spójnego światopoglądu, ciężko nam zaakceptować z jednej strony neutralność przyrody, z drugiej naszą nieuniknioną zależność od jej łask i dobrodziejstw. Trudno pokazywać przyrodę za pomocą mediów, gdyż taka forma przekazu nigdy nie odda jej złożoności. Możemy zobaczyć nagrania, zdjęcia, usłyszeć dźwięki. Wielu autorów, fotografów, producentów prześciga się wręcz w kunszcie stosowanych technik i umiejętności. Nie byłoby też to możliwe, gdyby nie postęp w rozwoju dostępnych narzędzi. Nie bez znaczenia jest też powszechny dostęp do telewizji i Internetu. W zasadzie każdy z nas współcześnie może pokazywać i dokumentować fantastyczne zjawiska, procesy i zdarzenia ze świata przyrody. Posiadamy aparaty, dyktafony i kamery w naszych kieszeniach. Ciekawe, ile daliby sławni przyrodnicy z poprzednich stuleci, by móc korzystać z tak podręcznych i użytecznych narzędzi. Z drugiej strony, autorzy ci byli wręcz artystami, niesamowicie szkicującymi i rysującymi, oddając wszelkie detale portretowanych zwierząt, grzybów i roślin. Niekwestionowanym królem programów przyrodniczych jest niesamowity Sir David Attenborough, Londyńczyk urodzony 8 maja 1926, od dekad nagrywający i realizujący zapierające dech w piersiach filmy dokumentalne o przyrodzie. Stosowana przez niego forma przekazu pozbawiona jest zaaranżowanego okrucieństwa czy nastawienia na ciągle toczone walki z podniosłym komentarzem jak na gali MMA. Coraz częściej, niestety, telewizja i Internet serwują nam właśnie taki obraz przyrody. Obraz ciągłej walki, w której na siłę dostrzega się okrucieństwa, nie mówiąc o błędach merytorycznych, szczególnie po stronie tłumacza. Stosowane epitety: obrzydliwy, straszny, zabójczy są powszechne również w literaturze. Książki dla młodego odbiorcy też są przesycone opiniotwórczymi hasłami. Uważam, że jeżeli mamy opowiadać o przyrodzie, to w pozytywnym tonie, ale ukazując naturalność panujących zależności, starając się nie oceniać ich przez pryzmat dobra, zła i odrazy.

bugswars01

"Brutalna walka nie kończy się tu jedynie pokonaniem przeciwnika"

Dziś po raz kolejny miałem sposobność obejrzeć jedną z amerykańskich produkcji totalnie zmarnowaną. Zmarnowaną, gdyż mimo fantastycznych ujęć, ostrych kadrów bezkręgowców, sposób prowadzenia narracji, jak i sam pomysł są absurdalne. Tytuł polski: „Pojedynki owadów -  top 10” (2011 rok, USA, oryg.: „Monster Bug Wars”). Film był pewnym podsumowaniem serii, w której pokazywano starcia różnych bezkręgowców. Znając życie, mało naturalności w tych starciach było. Program, owszem, pokazuje różnorodność arsenału ofensywy i defensywy w świecie zwierząt, ale czy konieczne jest aranżowanie pojedynków, często z góry przesądzonych? Do tego opatrzonych komentarzem będącym pomieszaniem naukowych faktów, błędów i beznadziejnych porównań w tonie komentatora sportów walki. W polskiej odsłonie skolopendra została nazwana owadem, raz i pająkowi się dostało i został nazwany owadem. Zresztą przyjrzyjmy się polskiego tytułowi – „Pojedynki owadów”, a w tylko dzisiejszym odcinku wystąpiło kilka gatunków pająków, modliszek, owadów, skolopendra, krab i pijawka. Po raz kolejny dostaliśmy mierny przykład lichego tłumaczenia z języka angielskiego. Jeżeli już, należało zatytułować produkcję „Pojedynki robali”, aczkolwiek pominę komentarz do nacechowanego słowa „robal”, raniącego każdego zoologa. Dziś obejrzałem „pojedynek” straszyka australijskiego z modliszką Hierodula majuscula z Australii. Straszyk został przedstawiony jako owad o niezwykłym pancerzu, o licznych kolcach. Każdy hodowca straszyków, który miał z nimi styczność doskonale wie, że mimo swych rozmiarów nie są to szczególnie „pancerne” owady. Daleko im do przedstawicieli rodzaju Eurycantha. Pojedynek polegał na tym, że dorosła samica straszyka podeszła w zasięg dorosłej modliszki i już. Drapieżnik złapał i zjadł. Do tego na siłę oba owady opisywano jako mieszkańców lasu deszczowego, podczas gdy Australia ma go dość niewiele, niemniej straszyk australijski ma dwa główne centra rozmieszczenia na kontynencie. Są to populacje południowo-wschodnio-australijska i południowo-zachodnio-australijska. Tam lasów deszczowych próżno szukać. Mało wyrównana była też walka modliszki i ptasznika... wystarczy przecież by pająk wpompował jad w ciało modliszki i wynik już jest znany. W narracji walki trzyszcza i świeszczo-podobnego przedstawiciela rodziny Gryllacrididae słyszymy, że trzyszcz ma wielkie szczęki, a w rzeczywistości żuwaczki.

bugswars02

Ciężko przetłumaczyć na język polski tabele przeciwników... choć może to dobrze.

Mam wrażenie, że tego typu produkcje są elementem swoistej spirali, mianowicie są odpowiedzią na popyt na walkę okraszoną okrucieństwem (nawet jeśli wmówionym), a zarazem – przez swe świetne techniczne wykonanie – indukują potrzebę oglądania. Widać to zbierających masowe wyświetlenia amatorskich nagraniach na YouTube, gdzie właściciele zwierząt wrzucają filmiki z ich pupilami polującymi na ofiary. Karmienie, polowanie i spożywanie to naturalne czynności, niemniej robienie z nich wielkiego „wow” uwłacza rozumieniu i postrzeganiu przyrody. Chociaż w dobie współczesnego Internetu nie powinno to chyba dziwić, skoro ludzie sami upiększają sieć zdjęciami posiłków. Wracając jednak do zwierzaków – mam od lat dwa „ulubione” negatywne przykłady z YT. Pierwszy – właściciel wrzuca do terrarium z dwiema agamami brodatymi złapaną w okolicy jaszczurkę w typie naszej zwinki i wraz z kolegami oglądają jak agamy rozrywają jaszczurkę, zaraz po tym jak pierwsza ją łapie. Drugi – kadr przedstawia tunel w podłożu terrarium prowadzący prosto do sporego ptasznika i mysz powoli schodzącą coraz niżej, aż w końcu kończy w szczękoczułkach pająka. Owszem, może i jest to pokaz siły bezkręgowca, który może sobie pozwolić w naturze na polowanie na niewielkie kręgowce, ale czy jest to niezbędne w warunkach sztucznych? Zdecydowanie nie. Zdolności poznawcze, odczuwanie bólu, poziom świadomości sytuacji – te cechy są lepiej rozwinięte niż u owadów, zatem po co męczyć gryzonia i robić z tego pokaz? Oba filmy widziałem przed laty i skomentowałem, co spotkało się z agresywną odpowiedzią użytkowników YT na zasadzie „jesteś zbyt wrażliwy, nie oglądaj”. Właśnie chyba o to chodzi, o brak wrażliwości, empatii, chęć oglądania krwawych igrzysk. Rozmawialiśmy o tym już kilka razy w Radio Zachód w audycji Małgorzaty Nabel-Dybaś "Między nami zwierzętami". Wracamy do tego, co było na początku menażerii i sprowadzania zwierząt z dalekich zakątków świata. Wracamy do show, do Koloseum, do aren starożytności, gdy stawiano naprzeciw sobie słonie i nosorożce, lwy i tygrysy lub te zwierzęta i ludzi. Szkoda, że po upływie tylu lat i posiadaniu takich możliwości technicznych nadal Attenborough jest jeden. Ale jak długo?

Słonie to nie zabawki

Opublikowano: sobota, 06, maj 2017
Sebastian

Słoń indyjski

Słonie indyjskie (Elephas maximus) od tysiącleci (nawet ok. 5000 lat!)  wykorzystywane są w Indiach przez ludzi. Ich niesamowita inteligencja pozwala na naukę wielu poleceń, co przekłada się na wykorzystywanie słoni w sztuce wojennej, transporcie ludzi i dóbr, szczególnie w miejscach niedostępnych dla środków transportu kołowego (czyli tereny podmokłe), pomocy przy przenoszeniu ciężkich elementów (prace budowlane, zwózka drzewa). Tresura słoni nie należy do zadań łatwych, jest to ekstremalnie wymagająca droga życia. Zgadza się, to nie zajęcie, to droga życia. Opiekun słonia powinien mu być przyjacielem. Tak inteligentne istoty jak słonie są wrażliwe emocjonalnie i podatne na urazy psychiczne, zatem opieka i tresura powinny opierać się nie tylko na zapewnieniu dobrostanu fizycznego, ale i psychicznego słonia. Znajomość tych faktów umożliwiła w przeszłości pokonanie słoni np. przez wojska Aleksandra Wielkiego podczas kampanii w Azji. Bo choć słonie budzą respekt swymi rozmiarami i siłą, to pod powłoką brutalnej siły kryją się liczne skłonności lękowe. Jak napisał w swej książce Zdenek Veselovsky "Bez żadnych oporów dowoziła nas w pobliże nosorożca czy jakiegoś innego zwierzęcia, za to strasznie bała się... żółwia". Niezwykłym widokiem musiała być również bitwa pod Raphią (Palestyna) rozegrana w 217 roku p.n.e. - w obu armiach obecne były słonie. Z jednej strony Ptolemeusz Filipator dysponował 73 słoniami afrykańskimi, które ponoć zlękły się 102 słoni indyjskich, stojących po stronie Antiocha, króla Syrii. Oczywiście obie armie nie ograniczały się do słoni... Słonie indyjskie pomagały nawet przy budowie mostów podczas II wojny światowej oraz służyły za środek transportu w niedostępnych, górskich lasach tropikalnych. Ale słoń to nie tylko dzikie zwierzę poddające się udomowieniu. W wierzeniach zarówno azjatyckich, jak i afrykańskich, słoń to wcielenie boskiego pierwiastka, symbol siły i mądrości. Spośród afrykańskich wierzeń chyba najbardziej niesamowity jest mit o powstaniu słoni, opowiadający o biedaku, który usłyszał o "Tym, który daje biednym" - Ivonya-Ngia. Biedak długo szukał, aż w końcu odnalazł piękną siedzibę Ivonya-Ngia, wokół której pasły się niezliczone owce i krowy. Biedak poprosił o pomoc Ivonya-Ngia, a ten postanowił obdarować przybysza setką owiec i krów. Biedak odmówił jednak i poprosił nie o wsparcie materialne, a o zdradzenie sekretu zostania bogatym. Ivonya-Ngia usłuchał i przekazał biednemu maść i nakazał nią natrzeć górne kły żony biedaka. Biedak tak uczynił i po krótkim czasie kły małżonki rozrosły się, a ten je wyjął i sprzedał. Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilkukrotnie, niemniej z czasem całe ciało żony zaczęło się zmieniać. Stało się szare i wielkie a nowe "kły" wyrosły ponownie. W końcu żona uciekła do lasu, gdzie urodziła swe dzieci - najprawdziwsze słonie. "Kły", czyli ciosy słoni, to nic innego jak siekacze.

Wróćmy jednak do Azji, konkretnie Indii. Na ciele słonia znajduje się kilkadziesiąt wrażliwych punktów, o położeniu których wiedzą opiekunowie-treserzy słoni (mahaut, mahout - osoba ujeżdżająca, kamli - opiekun). Dotykając / uderzając odpowiednie punkty zmuszają słonie do posłuszeństwa i wykonywania poszczególnych poleceń. Słonie bywają jednak kapryśne, niebezpieczne (szczególnie dojrzewające samce), no i przede wszystkim do każdego zwierzęcia należy mieć podejście indywidualne. W styczniu 2017 roku podczas parady w Indiach doszło do incydentu, gdzie słoń imieniem Kalidassan stratował "nieco" stojące na poboczu pojazdy. Szał trwał cztery godziny i ustał po kilkukrotnym podaniu środków uspakajających... Siłę słonia, jego łatwość w miotaniu sporymi samochodami widać na nagraniu:

Nawet 300 osób rocznie ginie przez słonie w Indiach. Czy przemawia to za potrzebą eksterminacji słoni? Oczywiście, że nie. Wiele z tych wypadków, to tzw. "wypadki przy pracy". Powszechnie wiadomo o funkcjonującym do dziś w Indiach podziale na kasty. Co ciekawe taki podział jest obecny również u słoni. Gadżaszastra (Gaja Sastra) - pradawna księga słoni, zapisana w sanskrycie wymienia najwyżej stojące gadżamukta (Gaja Mukta) z tzw. perłą, czyli naroślą na głowie. Niżej stoją słonie pełnej krwi, królewskie o potężnym ciele i krótkich tylnych nogach, grubej i pofałdowanej skórze oraz walecznej naturze - kumarija. Jeszcze niżej znajdują się słonie jelenie o długich nogach i lekkiej posturze - mriga. Do tego o wartości słonia i związanych z tym przesądami decydują liczne inne cechy, mogące stanowić o zaletach i wadach (długość ogona, kolor oczu, liczba i długość ciosów itd.).

Krótkowzroczność ludzi i niewiedza jest przerażająca. Potrzeba kontaktu ze zwierzęciem dzikim lub potencjalnie dzikim zasłania jakikolwiek rozsądek. Na nagraniu z Danii widać słonie afrykańskie biorące kąpiel na plaży. Słonie należą do cyrku i niezbyt chcą kończyć czas na przyjemności. Szczególnie jeden z nich, który postanawia ukarać pracownika cyrku za uderzenie go podczas grzecznego powrotu za innym pracownikiem i pozostałymi słoniami. W 46 sekundzie nagrania widać kobiety z wózkami z dziećmi. Co one robią tuż obok trzech ogromnych słoni?! Nie biorą pod uwagę, że coś może pójść nie tak? Czy to odsunięcie się od przyrody, jej dzikości, powoduje tak irracjonalne zachowania? Zdjęcie z niedźwiedziem, stanie z wózkiem dziecięcym przy słoniu...

Słonie budzą wielkie emocje. I słusznie; to fantastyczne, piękne ssaki, o niezwykle umięśnionej trąbie, której liczne mięśnie są tak precyzyjnie kontrolowane przez mózg, że te ogromne zwierzęta potrafią wykonywać czynności wymagające najwyższej delikatności. Niestety do dziś występują w cyrkach, a te w przeważającej większości nie zapewniają właściwych warunków. Ruchy przeciwko wykorzystywaniu słoni i innych zwierząt jako źródła rozrywki znalazły swój potężny zapalnik po incydencie z 1994 roku, gdy podczas cyrkowego występu w Honolulu (Hawaje) słonica Tyke dostała szału i uciekła na ulice miasta. Środki zapobiegawcze użyte dla uspokojenia sytuacji były najwyższego sortu. Strzelano by zabić.

Materiały dotyczące Tyke (MIEJSCAMI DRASTYCZNE!!!)

Współcześnie żyją trzy gatunki słoni, dwa w Afryce - słoń afrykański (Loxodonta africana) i afrykański słoń leśny (Loxodonta cyclotis) i jeden w Azji z licznymi podgatunkami - słoń indyjski (Elephas maximus). Do niedawna uważano, że słoń afrykański i leśny to ten sam gatunek, jednak badania DNA wykazały różnice. Od kilku milionów lat są to odrębne gatunki. Wszystkie mają coraz gorszą sytuację z uwagi na fragmentację siedlisk, ograniczanie zasięgu oraz kłusownictwo. Ciosy słonia, niczym w powyższym micie, stanowią swoiste przekleństwo tych zwierząt. Cenione podobnie jak rogi nosorożców o żadnej przydatności dla człowieka, przyczyniają się do masowych mordów tych ogromnych ssaków. Ludzie w wielu miejscach na świecie nadal wierzą w magiczne i lecznicze właściwości ciosów i rogów, dla wielu to również dowód bogactwa i statusu. Ten tok myślenia napędza kolejne mordy, gdyż zamiast w sztabkach złota, terroryści gromadzą fundusze na działania również pod postacią ciosów i rogów. Bryan Christy wraz z National Geographic dokonał śledztwa - jaka jest droga przerzutu kości słoniowej? Jak przebiega handel kością słoniową? Nadajniki GPS, niebezpieczna akcja, idealnie podrobiony cios słonia i wprowadzenie go na rynek. Polecam ten tekst. Niesamowite jak wielki jest popyt, który wymusza na ludziach tak niskie zachowania. Niesamowite również, że te ciosy są w stanie pokonać dystans tysięcy kilomentrów z Afryki do Chin. W lutym 2018 roku wstrząsnęła światem ochrony przyrody wiadomość o zamordowaniu Esmonda Bradley'a Martina, 75-letniego przyrodnika, oddanego walce z handlem rogami nosorożców i ciosami słoni. Martin poniósł śmierć w domu w Kenii na skutek rany kłutej w szyję. Z kolei 16 sierpnia 2017 roku został zamordowany w Tanzanii Wayne Lotter (51 lat), współzałożyciel fundacji PAMS (Protected Area Management Solutions). Gdy jechał z lotniska do hotelu, dwóch mężczyzn jadących innym pojazdem zatrzymali taksówkę z Lotterem, następnie otworzyli drzwi i zastrzelili go na miejscu. Te dwa wydarzenia, będące kroplą w morzu wylanej krwi za dziką przyrodę Afryki i całego świata, pokazują jak bardzo lekceważy się działania na rzecz ochrony przyrody z punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa działaczom. Straszne, że dwa znaczące nazwiska, dwóch oddanych sprawie mężczyzn, odeszło na skutek ludzkiej chciwości...

Według danych IUCN gatunki te charakteryzują następujące kategorie zagrożeń:

Słoń afrykański. Kategoria Vu (Vulnerable - narażony na wyginięcie) od 1986 roku, z przerwą w latach 1996-2004 - wtenczas En (Endangered - zagrożony wymarciem). Trend wzrostowy. Populacje zwarte, migrujące bez poważniejszych ograniczeń.

Słoń leśny. Brak odrębnych danych. Traktowany we wspólnym opracowaniu ze słoniem afrykańskim.

Słoń indyjski. Kategoria En (Endangered - zagrożony wymarciem), niezmiennie od 1986 roku. Trend populacyjny: spadek. Populacje poważnie rozszczepione, co utrudnia przepływ genów.

Przypuszcza się, że na początku XIX wieku Afrykę zamieszkiwało ok. 20 milionów słoni, zaś współcześnie szacuje się ich liczbę na mniej więcej pół miliona osobników. Oznacza to spadek populacji o ponad 95%... w skali 200 lat.

Bibliografia

A-Gallery.de (http://www.a-gallery.de/docs/mythology.htm#Elephant) [dostęp 06.05.2017]

Chrysty Bryan. 2015. Na tropie kości. National Geographic 9 (192): 32-59.

Democratic staff of the House Committee on Natural Resources. 2016. Missing the Mark: African trophy hunting fails to show consistent conservation benefits. 25 stron. PDF: http://democrats-naturalresources.house.gov/imo/media/doc/Missing%20the%20Mark.pdf

IUCN. 2017. [dostęp 06.05.2017]

Słoń afrykański: http://www.iucnredlist.org/details/12392/0

Słoń leśny: brak odrębnych danych, traktowany wspólnie ze słoniem afrykańskim.

Słoń indyjski: http://www.iucnredlist.org/details/7140/0

Łukaszewicz Karol. 1975. Ogrody zoologiczne - wczoraj, dziś, jutro. Państwowe Wydawnictwo "Wiedza Powszechna", Warszawa. 439 stron.

Mythology Dictonary (http://www.mythologydictionary.com/ivonya-ngia-mythology.html) [dostęp 06.05.2017]

Veselovsky Zdenek. 1976 (oryg.). 1984 (wyd. polskie). Głosy dżungli. Państwowe Wydawnictwo "Wiedza Powszechna", Warszawa. 248 stron.

Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi 2017

Opublikowano: sobota, 22, kwiecień 2017
Sebastian

22. dzień kwietnia, czyli Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi. Dzień ustanowiony przez ONZ w 2009 roku, by zwrócić uwagę ludzi na problemy środowiskowe dotykające naszą planetę. Jest to dzień, który jedni wykorzystują do organizacji rozmaitych akcji przyrodniczych, bo jest to dobry pretekst, umożliwiający przekonanie jakichś władz do organizacji ich właśnie w szczytnym celu. Dla innych jest to dzień dający kolejną szansę promocji czy organizacji akcji komercyjnych. Niezależnie od przeznaczenie, korzysta z nich trzecia grupa, czyli odbiorcy.

 

I ci odbiorcy tego dnia oczekują otrzymać jakąś porcję wiedzy o przyrodzie – czy to w formie zabawy, czy prezentacji, czy wreszcie jakiejkolwiek innej postaci. Często lub zazwyczaj słyszą wówczas, że każdy z osobna jest współodpowiedzialny za przyrodę i środowisko. Ale jest też grupa ludzi, na których spoczywa nie mniejsza odpowiedzialność. Mam tu na myśli nas – edukatorów. Czyli tych wszystkich ludzi zaangażowanych w propagowanie wiedzy o przyrodzie. To, w jaki sposób prowadzimy zajęcia lub cały długi proces kształtowania postaw, znajdzie swe oblicze w podejściu społeczeństwa do problemów środowiskowych.

 

Rzeczywistość stale pokazuje jednak, jak bardzo edukatorzy różnią się choćby ideologicznie, światopoglądowo. Wystarczy tu banalny i chyba najjaskrawszy przykład, mianowicie podział na zwolenników ochrony przyrody oraz ludzi patrzących na przyrodę przez pryzmat li tylko zasobów naturalnych, którymi mamy bezwzględne prawo zarządzać. W zależności, która z tych grup wywrze największy wpływ na kształtowanie postaw, tak jednostka będzie postrzegać przyrodę.

 

Dla mnie obchody dzisiejszego dnia dostarczyły licznych wyzwań. Poza rozpoczęciem cyklu warsztatów w jednej ze szkół akurat w kwietniu, to wczoraj gościłem w Domu Dziennym „WIGOR-Senior”. Obok seniorów obecne były również przedszkolaki. Jak dostosować podawane treści, by coś od siebie sprzedać, a zarazem znaleźć zainteresowanie u tak skrajnych wiekowo grup słuchaczy? Zaraz po tym spotkaniu przeprowadziłem lekcję w zielonogórskiej podstawówce. Temat zajęć, ich forma były zupełnie inne niż pierwszych.

 

Ale to jeszcze chyba niewielki szkopuł w obliczu nadchodzącego tygodnia. Bowiem już we wtorek i czwartek przeprowadzę godzinne zajęcia dla blisko trzystu dzieci każdego dnia. We wtorek klasy 4-6, w czwartek przedszkolaki i etap wczesnoszkolny. A zajęcia odbędą się na sali kinowej, w ramach akcji prowadzonej przez Cinema City. Spoczywa zatem na mnie potężny ciężar podjętego wyzwania – szczególnie dotyczy to najmłodszej grupy. Należy utrzymać w zainteresowaniu tak dużą grupę młodych odbiorców i coś od siebie sprzedać o przyrodzie.

 

Chciałbym tym samym wykorzystać ten dzień, Międzynarodowy Dzień Matki Ziemi, by przypomnieć, że powinien on trwać cały rok. A po drugie składam swe wyrazy uznania edukatorom przyrodniczym oraz odbiorcom ich pracy.

 

Oby tak dalej, oby świadomość rosła.