Zaciągamy kredyt na 2017 i dłużej...
Już kiedyś czytałem, że przy obecnym konsumpcjonizmie, degradacji zasobów przyrody i wzroście demograficznym konkluzja była jedna - w takiej rzeczywistości i podejściu do przyrody, planeta może znieść 2 mld ludzi, aby zaspokoić ich "potrzeby" i móc się regenerować. Jeszcze nie tak dawno temu było 5 mld ludzi na Ziemi (koniec lat 80 ub. stulecia). Na przełomie tysiącleci było już 6 mld, obecnie mamy przekroczony próg 7 mld. Różne symulacje pokazują, że do 2015 roku ma być 9-15 mld ludzi na Ziemi. Gdzie będziemy żyć, w jakich warunkach, co będziemy jeść, jakie organizmy i ekosystemy będą nam towarzyszyć? Czy zamieszkany w oceanach w nowoczesnych miastach? Powyższe pytania mają uzasadnienie w przypadku założenia czysto ekologicznego - na wzrost populacji ludzkiej wpływają różne warunki i interakcje, ale w sposób marginalny, często w konsekwencji żadne. Ale przegęszczenie i coś czysto ludzkiego: frustracja, depresja, eskalacja zachowań aspołecznych, psychoza, fobia i lęk przed jutrem w obliczu ograniczonych zasobów: pożywienie, miejsce do życia, pieniądz, spowodują, że populacja nie będzie rosła w sposób niepohamowany. Zapewne, gdy pojawi się epidemia, ograniczanie populacji w wyniku choroby zostanie zatrzymane na skutek nauki oraz nowych szczepionek i leków (aczkolwiek coraz więcej denialistów nauki i antyszczepionkowców się trafia, więc może ich udział w społeczeństwie globalnym będzie tak duży, że nauka i szczepionki zostaną zahamowane?). A zatem kryzys psychologiczny (zapewnienie dobra sobie i potomstwu) oraz gospodarczy (nie wyobrażam sobie, że nagle wszyscy zarabiają tyle pieniędzy, by pokryć swoje potrzeby) będą się pogłębiać. No to może powstanie w końcu to społeczeństwo globalne, wolne od nacjonalizmów i spaczeń ideologicznych i każdy dostanie swój talon na życie i niczym mrówka będzie utrzymywać się poprzez utrzymanie kolonii globalnej? Raczej nie wyjdzie to. Mrówki w jednym mrowisku dzielą geny i na zasadzie doboru krewniaczego są w stanie się "poświęcić" dla dobra kolonii, a w sumie i swoich genów. Ludzie nigdy nie byli i nie będą tacy, bo raz są inni genetycznie między sobą, a dwa nie leży to w ludzkiej naturze (jakkolwiek ją interpretować). Zatem kryzys rośnie wciąż. Rodzą się dzieci, rodzą się w coraz gorszych warunkach. Zachowania patologiczne w społeczeństwie rosną. Np. skłonności do kradzieży. Bogaty zarobił (lew upolował antylopę) a gdzieś po cichu biedny go okrada (hiena korzysta z sytuacji). Społecznie patologiczne zachowania. A jak by to oceniła Natura? Wszystko dobrze - grunt to przetrwać, czyli zdobyć takie własności, by móc pozwolić sobie na wydanie potomstwa i jeszcze zapewnienie mu wydanie swego potomstwa. Jeżeli "hieny" będą skuteczne i uczyć rzemiosła swe dzieci, czy będą złe? Filozoficzne pytanie, prawda? Jak daleko lubimy mieszać świat ludzkich wartości etycznych z przyrodą oraz gdzie przebiega granica tego mieszania? W rzeczywistości nigdy nie było jej, bo nie było nigdy takiej potrzeby, by była. Przyroda nie jest zła i dobra. Jest. Po prostu. Czy w dobie przegęszczenia będziemy redukować zatem wyznaczoną przez nas samych granicę dobra i zła, by uzasadniać swe przetrwanie? Podejrzewam, że tak. Chyba, że nastąpi kolejny ogólnoświatowy konflikt zbrojny, który zredukuje populację ludzką do bezpiecznego poziomu. Brak pohamowania i brak zrozumienia i brak chęci zrozumienia przyrody (a nie naszej roli jako epicentrum przyrody państwo obecni politycy) spowoduje, że konflikt będzie nieunikniony. Świat globalnie też ma swoja pojemność krytyczną, powyżej której dochodzi do radykalnych mechanizmów konkurencji. Poza tym, obecne zmiany klimatyczne o charakterze naturalnym, ale wzmacniane wielokrotnie dzięki człowiekowi, mogą dać substytut wojny globalnej. Wojnę można zawiesić, wywiesić białe flagi, poddać się, ulec, wygrać, przegrać. A jak jest z żywiołami? Klęskami? Kto padnie na klęczki przed 50 metrową falą i będzie się modlił o zatrzymanie w dobrej wierze, że się zatrzyma? Kto pójdzie pogodzić się z płomykami ognia podczas pożaru lasu i pobliskiego miasta? Kto legnie na ziemię i powie "poddaję się" podczas trzęsienia ziemia walącego metropolie? Kto przytuli trąbę powietrzną, by załagodzić jej "gniew"? W takich chwilach szczególnie będziemy się zasłaniać ideologiami, wierzeniami, przekonaniami, daleko oddalając winę od naszych bezpośrednich czynów na Ziemi. Będziemy tłumaczyć to przypowieściami o końcu świata, Ragnaroku itd. Kto wtedy spojrzy wstecz, może 50 lat, może 500, może 5000 lat i powie "ale ci moi dziadkowie zawalili sprawę....".
Ponoć od dziś żyjemy na kredyt w roku 2017. Ponoć dziś zużyliśmy zasoby przeznaczone do zużycia do końca grudnia. Ponoć dług zaciągamy coraz szybciej. Ponoć w 2020 roku będą potrzebne statystycznie dwie planety, by pokryć nasze "potrzeby". I w sumie... ufam tym szacunkom.
Źródło: WWF, kliknij obraz, by przenieść się na stronę WWF z artykułem
Odsłony: 1499