Po co hodować?
Hoduję straszyki ok. 15 lat. W tym czasie z większym i mniejszym powowdzeniem, jak i wielkimi porażkami, przez moje otoczenie przewinęło się dobrze ponad 60-70 gatunków straszyków, nie wspomnę o wielu innych bezkręgowcach, ale i kręgowcach. Dziś nadal się uczę hodować co nowsze dla mnie gatunki i rasy geograficzne, uczę się poznawać ich słabe i mocne strony, acz przede wszystkim nadal lubię je obserwować. Lubię patrzeć jak rosną, rozwijają się, uwielbiam moment po ostatniej wylince, gdy u wielu pojawia się zmiana ubarwienia, pompowane są skrzydła czy wreszcie po pewnym czasie przyłapać parę na kopulacji (tak, wiem ;) ) czy samicę na składaniu jaj.
Po co hodować? Są ludzie, którzy negatywnie opowiadają się za trzymaniem zwierząt egzotycznych w domu czy zoo. Są też tacy, którzy z hodowli uczynili coś na kształt wyrażenia siebie i swych potrzeb, a są i tacy, którzy ze zwierząt hodowalnych uczynili biznes, poligon doświadczalny na polu selekcji cech i tak dalej. Chyba zdecydowana większość zaczynała od wspólnej cechy - mianowicie ciekawości. Jak to jest mieć zwierzę? Co powiedzą inni? Czy faktycznie jest niebezpieczne? Jak szybko rośnie? Ile je? Czy spodoba się dziewczynie? Potem pytania się komplikują zależnie od osobowości posiadacza: "Ile na tym da się zarobić?", "Ciekawe jak szybko urośnie jedząc inną roślinę", "Dlaczego młode padły", "Czy da się zrobić by cały wylęg/miot miał cechę jak ten jeden maluch?", "Jak to wyleczyć", "Czy przetrwa?", "Kiedy dorośnie?" itd. itd. Jak widać są tu celowo postawione skrajne pytania, często mocno kontrastujące ze sobą. Jedne uwypuklają materialistyczne podejście do zwierzęcia, inne są kontynuacją ciekawości i genezą pasji, inne wreszcie dotykają zapewnienia dobrostanu podopiecznym.
Czas opuścić pytania i udzielić jakiejś odpowiedzi. Ponieważ zacząłem od straszyków, w tej grupie zwierząt póki co pozostanę. Lata temu mogłem pomarzyć o wielu gatunkach, z którymi miałem do czynienia. W tym czasie moje oczy opatrzyły się z wielkim bogactwem barw, form i zachowań owadów reprezentujących tę grupę. A zatem hodowle mogą posiadać wartości edukacyjne. W naszej europejskiej kulturze bezkręgowce czy płazy i gady nie cieszą się dobrą reputacją, stąd opieka dziecka nad patyczakiem to idealne lekarstwo na zawiązanie więzi między człowiekiem i drobnym elementem przyrody. Tak, na próżno szukać patyczaków i reszty straszyków naturalnie występujących w Polsce, ale od patyczaka jeden krok dalej. Dziecko po opatrzeniu się z budową owada na przykładzie swojego patyczaka zacznie szukać podobieństw u innych, a to mrówki, muchy czy pszczoły. Jest o wiele bardziej prawdopodobne, że młodociany opiekun zainteresuje się zwierzętami, a dalej przyrodą, po posiadaniu jakichkolwiek doświadczeń ze zwierzętami, nawet tymi negatywnymi. Ważne, aby te złe jednak nie przewyższyły pozytywnych. Co więcej hodowle mają ważny wymiar naukowy. Sprowadzane stale znane i nieopisane dotąd taksony, które następnie rozprowadzane są po świecie, stanowią nierzadko podstawę do poznawania i odkrywania nowych gatunków. Hodowcy przyglądają się różnicom w budowie samic i samców rzekomo tych samych gatunków, ale zamieszkujących sąsiednie wyspy oraz prowincje i wskazują na odmienne formy barwne czy np. cechy morfologiczne narządów kopulacyjnych i towarzyszących im płytek. Dzięki okazom deponowanym w kolekcjach prywatnych i muzealnych możliwe jest po latach pobieranie materiału genetycznego do badań ustalających pokrewieństwo poszczególnych osobników czy taksonów. Martwe okazy, wyeksponowane w gablotach entomologicznych, służą edukacji przyrodniczej, pokazując proste cechy budowy, ale i bioróżnorodność. Kiedyś jedynie kupowałem i hodowałem, dziś kupuję, hoduję i wymieniam się na owady. Co więcej, jak widać po głównej wizytówce mej działalności, pokazuję straszyki i inne owady niezliczonym rzeszom dzieci w różnym wieku, młodzieży i dorosłym, tłumacząc sens potrzeby zrozumienia przyrody i jej elementów wraz z panującymi zależnościami.
Dziś dotarły do mnie straszyki, kilka gatunków. Część kiedyś hodowałem, część nowych dla mnie. Wymieniłem się, bo Mili Moi, wymieniać się należy. Tak hodowcy budują szacunek między sobą. Tak też powstają znajomości, często bardzo trwałe. Wczoraj w jednej ze szkół potwierdziła się moja jeszcze mało powszechna, ale nabierająca na sile ksywa - "Pan Patyczak". I choć pewno bezpieczniej powiedzieć byłoby "Pan Straszyk" (raz merytorycznie, dwa moja postura nie przypomina patyczaka), to Pan Patyczak jeszcze nie raz Was zaskoczy.
Odsłony: 1730