Koniec jeżynarium
Zapewne każdy hodowca straszyków ma swoje jakieś "jeżynarium". Czyli miejsce, do którego idzie ścinać pędy jeżyn, by nakarmić swe owady. "Moje" jeżynarium właśnie się kończy definitywnie. Gdy nadejdzie wiosna, a dalej lato itd. zastanę smutny widok rozrytej lub wyrównanej ziemi, totalnie nieporośniętej.
Moje jeżynarium - miejsce oddalone ok. 10 minut pieszo od domu, do którego zacząłem przychodzić ok. 13 lat temu. Miejsce tętniące zielenią, stare pędy jeżyn, suche już od lat, były stopniowo, rok po roku pokrywane nowymi pędami, gęsto zasłaniając wnętrza plątaniny pędów. Wśród nich rosła przyzwoitych rozmiarów jabłoń, która w tym roku wydała swe ostatnie jabłka. Tuż obok bogato kwitły wiciokrzewy i powoje, zwabiając rozmaite owady. Do jeżyn, zimą szczególnie, przychodziły sarny chcąc posilić się zimozielonymi liśćmi. Starałem się nie konkurować o nie, stąd z reguły ścinałem te wyżej rosnące. Wygląda na to, że moje jeżynarium przekształca się w działkę budowlaną. Stąd żywota dokonała znaczna część jeżyn, jabłoń, młody dąb, a nawet czereśnia, która miała pecha rosnąć tam, gdzie AKURAT musiała przebiegać droga dojazdowa do powstającego powoli od paru lat skupiska domków.
Rozumiem, że człowiek dominuje. Chcemy mieć "swój kawałek podłogi". I choć to boli (podwójnie, bo mam sentyment do miejsca), to nie rozumiem naszej lokalnej, zielonogórskiej polityki, jakby nakazującej anihilację życia wszelakiego, by TU mógł zamieszkać, tudzież pracować człowiek. Czy ta piękna, stara jabłoń musiała zostać ścięta, naprawdę? Ochrona środowiska, przyrody i krajobrazu - te hasła nie istnieją w rozumieniu ich brzmienia w XXI wieku w Zielonej Górze. Zastanawiając się nad przyszłością tego miejsca, widzę zaoraną murawę (można rzec) kserotermiczną, porastającą spontanicznym odnowieniem sosny, masę skłębionych domków na małych obszarze i zapewne walkę w przyszłości o ten kawałek zieleni, który im obok zostanie. Choć kto wie, może wcale nie zostanie? Z analizy miejsca, lokalnie, zastanawiam się, czy rzeczywiście była konieczność prowadzenia takiej destrukcji akurat w tym miejscu? Kręcąc, jakże wizjonersko, w sierpniu zachodzące zmiany, zauważam, że miejsce znajduje się ok. 2 minut pieszo od szkoły, co czyni(ło) jeżynarium świetnym miejscem do nauki wszelakiej przyrody. Znając życie, nie służyło temu. Fajnie, gdybym się mylił.
03.09.2016 kontra 26.12.2016
26.12.2016, w drugi dzień Świąt poszedłem na spokojnie oglądnąć teren, korzystając z nieobecności maszyn budwolanych. Tuż przy wyciętych jeżynach jest otaśmowana działka budowlana z tablicą informacyjną, w pełni uzupełnioną. Jedyny plus prowadzonych prac to uprzątnięte śmieci, które zalegały tu często przez lata. Po ściętym pniu jabłoni kroczą zdezorientowane mrówki, nawet natknąłem się na żuka. Wszekie młode drzewa zostały wykarczowane w pakiecie z jeżynami, zaś tuż za "jeżynarium" doszło do wycinki kilku sosen. Nadmieńmy, że na murawie porastanej spontanicznie sosną rozwija się chrobotek. Jest to też miejsce, gdzie po raz pierwszy w życiu spotkałem tygrzyka paskowanego, pająka z rodziny krzyżakowatych, do niedawna objętego ochroną gatunkową. Bardzo wyraźne są również tropy sarny. Tak jak mówiłem, zimą zawsze tu przychodziły na żer. Zaskoczyłem się natomiast narzędziem Google Street View, gdzie jeszcze widać piękną zieleń tego miejsca. Było minęło. Póki co nie widać również, aby wycinki przy drodze, które objęły tę całą zieleń służyły budowie czegokolwiek.
http://zywaedukacja.com.pl/pl/ze-blog-menu/382-koniec-jezynarium#sigFreeId620de64737