Byczy chrząszcz
Cofnijmy się jeden dzień. Mamy 2. dzień lutego 2016. Wracam z lasu, przeglądam kawałek dębowej kory z pięknymi plechami porostów, nieco dziwi mnie lekko odrętwiały krocionóg chowający się wśród spękań kory. Powoli przyzwyczajamy się do łągodnych zim, podczas których królują kilkustopniowe temperatury powyżej zera, przecinane krótkimi okresami mrozu. Odkładam krocionoga, patrzę na ścieżkę, a tam kroczy uparcie znajoma sylwetka. "Jakiś Geotrupes" - myślę. Dziwi mnie pora, ale podchodzę bez szczególnego entuzjazmu. Co mnie ciekawi, to dość ciemna barwa chrząszcza. Robię zdjęcie, przyglądam się mu. "O żesz..." Momentalnie pojawił się entuzjazm. To byczyk, Typhaeus typhoeus. Wiedziałem, że mam je pod nosem, w lesie. Ale widziałem je jedynie 2-3 razy, z czego raz żywy okaz. Tym razem robię sesję żywemu, lutowemu samcowi o pięknych "byczych rogach". Kawałek dalej znajduję drugiego samca. Ledwo żyje, zdeptany przez jakiegoś nieuważnego przechodnia. Szkoda...
Byczyki swojego czasu były chronione w Polsce. Tak naprawdę ciężko ocenić jednoznacznie, czy są rzadkie, czy nie. Są miejsca, gdzie występują gromadnie, ale w literaturze wciąż za mało mamy danych, by swobodnie dyskutować na temat ich cyklu rozwojowego w oparciu o sezonowość chociażby. Wiadomo, że w lutym mogą zaczynać okres godowy. Związane są przede wszystkim z odchodami niewielkich przeżuwaczy i królików.
Odsłony: 2049