Kryzys anatomii?
Współcześnie zagadnienia anatomii na rozmaitych etapach kształcenia są bardzo ograniczone. Z oczywistych względów najwięcej uwagi poświęca się człowiekowi, zaś o różnych grupach zwierząt mówi się mniej lub bardziej udolnie w szkole średniej w ramach rozszerzonej biologii. A przynajmniej tak dotychczas było. Problem z zajęciami z anatomii jest rozległy. Po pierwsze inaczej postrzegamy zwierzęta niż dawniej, w związku z czym nie prowadzi się sekcji żab zielonych, tym bardziej się ich na ten cel nie hoduje. Zwierzęta zyskały swe prawa i dobrze. Niemniej, prawda jest też taka, że nic nie żyje wiecznie i w pewien ograniczony sposób placówki kształcące na niższych i wyższych szczeblach mogą pozyskiwać materiał zwierzęcy użyteczny w procesie nauczania. Czy tego chcemy, czy nie bowiem, tak głęboki kontakt ze zwierzęciem, jak sekcja, umożliwia zderzenie treści podręcznika z rzeczywistością. Dlatego za bzdurę uważam nauczanie anatomii na kierunku lekarskim na niektórych uniwersytetach, która oparta jest o manekiny. O ile też łatwiej nam zrozumieć anatomię ssaków, o tyle im niżej schodzimy na szczeblach i półkach ewolucji, tym nasze wyobrażenie o anatomii maleje. Dzieje się tak, gdyż podparte jest to jedynie podręcznikiem, wobec czego musimy polegać na autorze książki i jego praktyce i zdolnościach literackich. Nic gorszego. Nauki podstawowe oraz klasyczne w przyrodoznawstwie przeżywają swego rodzaju kryzys. Genetyka, biotechnologia i biologia molekularna wypierają klasyczną taksonomię, botanikę, ba nawet zoologię, coraz częściej wydzierają rację klasycznej ekologii i nie tylko. Zafascynowani życiem w mikroskali zapominamy o podstawach związanych z funkcjonowaniem organizmu, m.in. anatomią. I nie chodzi mi tu bynajmniej o to, aby nagle dzieci w szkole podstawowej kroiły rozjechanego kota. Ale takiego kota mógłby wypreparować jeśli już nauczyciel biologii celem pozyskania czaszki. Należy jedynie zrobić to legalnie, zgodnie z prawem, szczególnie w odniesieniu do prawa z zakresu ochrony środowiska, zwierząt i produktów ubocznych i odpadów pochodzenia zwierzęcego. Wówczas dzieciom można prezentować szkielet, zależnościzachodzące w jego obrębie, a dalej różnice w uzębieniu, budowie kończyn itd. Długo by wymieniać.
Mimo współczesnych trendów, anatomia, czy też raczej klasycznie pojmowany materiał biologiczny stara się wybić znowu na powierzchnię. Naukowcy badający molekularne podłoże geograficznych ras w obrębie różnych gatunków roślin wracają do starych metod - przeglądania zielników i kolekcji rozmaitych instytucji naukowych na świecie. Bioinżynierowie z wielką chęcią przyglądają się kościom, poszukując w nich zależności między wytrzymałością i rozciągliwością a np. składem pierwiastkowym. Te dwa proste przykłady sprowadzają się do prostej konkluzji - nie można doprowadzić do tego, aby przyroda była postrzegana jedynie przez pryzmat genów, wzorów matematycznych i pieniędzy. Te elementy powinny uzupełniać klasycznie pojmowane przyrodoznawstwo. Niebawem uświadomimy sobie, że nagle brakuje dobrych anatomów i na nowo będą odkrywane różnice między zwierzętami, mimo tego, że literatura z tego zakresu staje się coraz bogatsza. Niezależnie bowiem od tych faktów, powstają cieszące się wzięciem publikacje, zawierające te same "odkrycia", co porządne podręczniki anatomii porównawczej sprzed stu i więcej lat. Poza tym zrozummy jeszcze jedno - zwierzęta współcześnie masowo wymierają, jedyne co po nich pozostanie to dokumentacja z ilustracjami i ewentualnie nagraniami, tkanki zdeponowane w bankach genów i wszystko to, co wypreparujemy. Po prostu. Niestety. Alki olbrzymiej nie ma już z nami, wymarła w XIX wieku dzięki ludziom. Jedyne co zostało po tych alkach to kilkadziesiąt wypchańców znajdujących się w rozmaitych placówkach na świecie (również w Polsce). Rozumiecie zatem, jaka jest wartość materiału przyrodniczego i umiejętnego go zabezpieczenia? Bezcenna. Opiera się to m.in. na znajomości anatomii. Opisując nowe gatunki też należy odwołać się do różnic anatomicznych na tle blisko spokrewnionych gatunków.
Hodowle krótko żyjących i dużych owadów dają wiele satysfakcji i uczą rzetelnej opieki na zwierzęciem. Nieistotne, czy hodujesz modliszkę, czy chomika - jedno i drugie wymaga opieki. Tylko zróżnicowanej. Duże straszyki już przyżyciowo dostarczają wiele obserwacji. Wyraźnie widać segmentację ciała, łatwo wyróżnić tagmy, nawet podstawowa anatomia głowy jest jasna. Obserwując żer dostrzega sie pracę poszczególnych elementów aparatu gębowego. Po śmierci owady te można rozpiąć, zasuszyć i umieścić w szkolnej kolekcji, które dawniej były naturalną sprawą. Obecnie nie, szkoły wręcz pozbywają się starych, całkiem niezłych preparatów. Bo się kurzą, bo zabierają miejsce i niestety coraz częściej trudno z nich skorzystać w trakcie zajęć. Bo po pierwsze czas goni, a po drugie coraz mniej nauczycieli chce się posiłkować czymś innym niż prezentacją multimedialną. A ta ma swoje potężne walory, ale to tylko obraz na ścianie. To, co można pokazać lub dać do ręki uczniowi stanowi najlepszy materiał edukacyjny. Zwyczajnie prawdopodobieństwo, że uczeń wykształci jakąkolwiek więź z obiektem będącym omawianym zwiększa się. Co za tym idzie, zwiększa się szansa na zrozumienie i chęć dalszego poznawania.
Tak samo jest z preparacją owada na zajęciach - czy to w ramach lekcji, czy po, choćby dla chętnych. Duży owad daje wielkie możliwości, a dobrze przygotowany preparat można utrwalić, przechowywać i wykorzystywać odtąd corocznie. W dniu pisania tego tekstu przeprowadziłem sekcję padłej w wyniku wadliwej wylinki samicy straszyka Diapherodes gigantea. Po obraniu głowy z płytek, rozpreparowałem aparat gębowy. Dalej po przytwierdzeniu owada do styropianu, odcinałem chroniące brzuszną stronę płytki (sternity). Moim celem było uwidocznienie brzusznego łańcuszka nerwowego. Jest to dość trudne zadanie i w pewnym sensie podołałem mu, ale nie jestem w 100% zadowolony. Pod łańcuszkiem ciągnie się układ pokarmowy, po wypreparowaniu jak największej części i umieszczeniu w naczyniu z wodą, przewód pokarmowy unosi się na powierzchni pięknie uwidaczniając cewki Malphigiego. Gdyby obrać uda odnóży z oskórka, można by dostrzec wspaniałe tchawki i mięśnie służące do poruszania. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to wszystko makabrycznie, a wielu krzyczy w myślach "to nie miłośnik zwierząt, to rzeźnik". Ale to właśnie pokazuje jak bardzo zaczęliśmy rozdzielać bardzo istotnie powiązane elementy w nauce o przyrodzie. Świadome (nie rzeźnickie) preparowanie okazów zwierzęcych i z celem (poznawczym, edukacyjnym, naukowym, muzealnym) ma takie samo znaczenie w kształtowaniu wiedzy o przyrodze, jak wąchanie fiołków i mizianie chomiczka.
Warto zestawić obserwację żucia przez owady z budową aparatu gryzącego
Sternity (płytki brzuszne) odłoka zdjęte pasem:
A tu straszyk olbrzymi, samica. Stare zdjęcie, ale u niej brzuszny łańcuszek nerwowy jest znacznie wyraźniejszy.
Jeszcze jedna staroć, otwarte udo straszyka nowogwinejskiego, potężna tchawka:
Tchawki, to na nich polega wymiana gazowa (Eurycantha calcarata):