Prześladuje mnie grzebiuszka
Dwa razy w życiu widziałem (tak, tylko...) grzebiuszkę. Oba razy w tym roku. Oba na swoim podwórku. To cieszy, bardzo. Pierwszy raz przy okazji sadzenia mieczyków wiosną, a tym razem przy okazji przesiewania piachu do betoniarki... Szpadel, szpadel... 500tny (lekko) szpadel i nagle coś chodzi po sicie. Znów ona. Znów grzebiuszka.
W tym miejscu rodzi się po raz kolejny refleksja. Ile stworzeń nas otacza, o których często nie mamy pojęcia, nie znamy ich zwyczajów, nie wiemy o ich obecności, mijamy je bezwiednie przy okazji codziennych czynności, często rutynowych. Wyprowadzasz auto z garażu, zamykasz okno, kopiesz grządkę, podlewasz ogródek, po prostu idziesz do komórki z narzędziami... Ile z nich unika śmierci spod buta? Ile z nich unika śmierci od szpadla, grabi, toporka rozłupującego kawałek suchego drewna? Ilu z nich z kolei się nie udaje?
Czy brać za to wszystko odpowiedzialność? Bo czy żubr zastanawia się, że depcze właśnie jakiś rzadki gatunek storczyka a sarna w pędzie stratowała jaszczurkę? Na pewno dochodzi do takich sytuacji. Czy posiadanie przez nas rozumu obliguje nas do aż tak dalekiej odpowiedzialności? Gdzie ona się właściwie kończy? Gdzie zaczyna się odpowiedzialność wynikająca z naszej wiedzy i rozumu, wspomagana emocjami, a gdzie należy postawić granicę? Czy powinniśmy skończyć jako ludzie z paniką rozglądający się pod każdy stawiany krok i modlący się, aby pod szpadlem akurat nic w glebie nie przemieszczało się? Całkowita ignorancja? Absolutnie niedozwolona! A gdzie się zaczyna absolutna nieignorancja?
Staram się patrzeć pod nogi idąc czy to ścieżkami lasu czy chodnikiem. Przekładam ślimaki na bok, przyglądam się mrówkom niosącym coś w żuwaczkach. A może to zmarnowanie tego, czego nie da się kupić ni odzyskać? Czasu czyli?
Grzebiuszkę (płaz objęty ścisłą ochroną) dedykuję koleżankom Madzi i Justynie (oj, Wy wiecie).
A wpis doktorowi Tomkowi ;)
Odsłony: 8977