Refleksja - od irbisa do praw kobiet
Tak sobie przeglądam profil inicjatywy Wildlife Without Borders - Дикая Природа Без Границ - Kazakhstan i patrzę na foty i nagrania cudownych panter śnieżnych. Pięknych kotów, które klasycznie ścigane są przez kłusowników czy zabijane i przepędzane na tle konfliktów z człowiekiem.
Od razu mam przed oczyma turystów w ZOO w Krakowie z sierpnia.
Wybieg dla panter. Ogrodzenie siatkowe. W jednym miejscu pod zadaszeniem w ramach ogrodzenia duża szyba. Przed nią mieści się spokojnie kilkoro ludzi. Jedna z panter przy idealnie pod szybą i pysk ma skierowany do ludzi. Szał, obłęd, bieganie, ciąganie dzieci przepychanki. Ale ok, ok. I nagle, ta bezczelna pantera przewróciła się na drugi bok. Jak ona śmiała?! Zaczyna się pukanie w szybę, nawoływanie. Chaos, menażeria, XXVIII wiek.
O ZOO jako instytucjach można długo rozmawiać. O mrokach i blaskach czy w kontekście przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Nie ma bieli, nie ma czerni. Jak ta pantera. Nieco czerni, nieco bieli i pełno szarości. Tak jest ze wszystkim chyba. Najgorsze, że na każdym kroku czy od strony społecznej, czy politycznej, stara się nam wciskać białe lub czarne albo jedno pod postacią drugiego.
Kompromisy, progres, dostosowanie do nowych czasów i potrzeb. Gdzie tam.
Żyjemy w epoce klimaksu egoizmu, tak to sobie roboczo nazwę. Egoizmu - od muszę mieć zdjęcie z panterą i odhaczyć, że ją widziałem (ale nie poświęciłem więcej niż minutę na jej obserwację), po decyzje, co komu i dlaczego (a właściwie, bo tak) przysługuje.
Tak wiele odcieni szarości. Tak wielka ślepota na nią.