Pocztówka z wakacji - Trzęsacz
Plaga numer dwa – głowienie, głowienie, głowienie... Tak jak Niemcy głowią drzewa na potęgę po dziś dzień, tak w nadmorskich miejscowościach głowi się nie mniej. Lipy, topole, dęby, modrzewie, świerki, brzozy, sosny, jarzęby, wierzby, klony... na pewno o czymś zapomniałem jeszcze, by wymienić. Następnie płaskie cięcie i cyk, korona jak zielona cegła wygląda. Drzewa uformowane w przestrzeni publicznej, jak i prywatnej. Wiele drzew – co widać niestety – nie przeżyło takiej „pielęgnacji”. Owszem, głowienie może być pewnym kompromisowym rozwiązaniem, np. w sytuacji, gdy chcemy utrzymać pas drzew w miejscu, a powyżej biegnie linia napięcia. Zdarza się, że głowienie może przedłużyć życie i przeciwdziałać chorobom drzew, na skutek okresowego pobudzania przez radykalne cięcie (dotyczy to m.in topól). Na ogół jednak musimy sobie zdać sprawę, że głowienie to bardzo ciężki dla drzewa zabieg. Usuwane są pędy, pączki – cały trud rośliny, aby je wytworzyć lub przygotować na przyszły sezon spełza na niczym.
Okaleczone drzewo wytwarza nowe, liche przyrosty. Drzewo broni się przed śmiercią, musi w końcu posiadać liście, które odżywią je w sezonie wegetacyjnym i pozwolą zgromadzić zapasy na kolejny sezon. Naprawdę, głowienie powinno być ograniczane (już pomijam konflikt z ustawą o ochronie przyrody definiującej wycięcie powyżej 30% korony drzewa jako uszkodzenie, a 50% jako zniszczenie). W Zielonej Górze, na Chynowie, widać doskonale wpływ głowienia. Wzdłuż ulicy Truskawkowej rosną lipy w alei. Z jednej strony są głowione (powyżej biegnie linia napięcia), z drugiej już nie. Po kondycji drzew głowionych, z których część rozpada się i choruje, widać konsekwencje tego zabiegu... Na koniec martwi dobór roślin do nasadzeń w Pobierowie w jednym miejscu. Zdecydowanie zastępowanie lip w krajobrazie rodzimym tujami (żywotnikami) czy cypryśnikami nie jest najlepszym wyborem.
Kliknij następną stronę, aby zobaczyć dalszy ciąg tekstu!