Dwa oblicza wiosny
Wiosna zagościła już na dobre. Nie tylko wypierała już w lutym zimową aurę, ale i tak zwyczajnie, kalendarzowo po raz kolejny nas powitała. Już kwiecień! A zatem kwiaty są wszędzie – w dnie lasu, na łąkach, na drzewach i krzewach. Wiele z nich pojawiła się szybciej z uwagi na łagodną zimę, szczególnie jej finał. Budzącej się do życia roślinności, teraz coraz gwałtowniej zieleniejącej, towarzyszą oczywiście zwierzęta.
Oblicze numer 1. Piękno i życie.
Wiosną zwierzęta przerywają odrętwienie, budzą się ze snu zimowego, a nawet kończą dopiero rozwój – jak to ma miejsce u wielu owadów, które dopiero teraz dorosną. Inne migrują celem rozrodu, jak ptaki przylatujące z południa, czy płazy zmierzające do zbiorników wodnych. Po długim odrętwieniu, czy hibernacji odzywa się nie tylko instynkt rozrodczy. Odzywa się też głód – przecież tkwienie miesiącami w norze, błocie, czy pod korą jest możliwe przy niskim metabolizmie i zapewnionych dostawach energii. A do tego ostatniego przydają się rezerwy tłuszczu. Wiosną jednak brakuje ich. Problemów z ciepłą zimą jest wiele. Słuchając różnych polityków można odnieść wrażenie, że braki w rozumieniu świata ożywionego, wiążącego się ze wszystkimi elementami środowiska, są tak głębokie, że już nie do zasypania... Ciepła zima ekonomicznie dla nas rzeczywiście jest zbawieniem, gdy rozmawiamy o ilości opału – sam jestem tego beneficjentem. Ale czy taką opinię podzielą jeże, które masowo wybudzały się tej zimy? Jaki to problem? Przecież pójdą spać znowu, co nie? Ano właśnie nie.
Przerwany sen zimowy to dramat. Drugi raz się nie zaśnie, wokół może i temperatura pozwala na jako-takie funkcjonowanie, ale gdzie podziało się pożywienie? Gdzie te wszystkie owady? No i mamy problem. Dla wielu organizmów przystosowanych do czterech pór roku wybrakowana zima stanowi pośredni wyrok śmierci. Nie ma pożywienia, które pozwoliłoby odbudować rezerwy tłuszczu. Bez nich ponowne zapadnięcie w sen oznacza śmierć. Zbyt szybko kwitnące kwiaty to ryzyko niskiej efektywności zapylenia, przecież brakuje wówczas całej masy zapylaczy. Świat przyrody późną zimą budzący się do życia w miejscu wiosny to pozorny obraz piękna i jedynie wyimaginowany symbol rodzącego się życia. W rzeczywistości to zwiastun śmierci przebrany w radosne barwy wiosny.
Piewcy wiosny – ptaki.
Wiosna zaś sama w sobie to absolutnie piękna pora roku. Wydłużający się już od końca grudnia dzień, a skracająca noc, wprawia nas w coraz weselszy nastrój. Pierwsze śpiewające ptaki, a następnie kolejne dołączające pieśni to nie tylko ogrom estetyki, to jednocześnie potężny zastrzyk pozytywnych hormonów dla nas. Po kolejnej zimie, chłodnej i ciemnej porze roku, nasz mózg dosłownie łaknie tych wszystkich barw, melodii i zapachów. Dla większości nawet masowo bzyczące pszczoły wokół kwitnących śliw to zjawisko, którym ciężko się znudzić. Coraz to nowsze pieśni ptaków, choć przepełnione żądzą zajęcia godnego terytorium i zdobycia najlepszej możliwej partnerki, wywołują uśmiech na naszych twarzach. Oto tam, gdzieś za oknem, małe pierzaste stworki mówią naszemu mózgowi „żegnaj zimo”. Te same ptaki przeganiają rywali, podążają za samicami, już lub zaraz będą wyszukiwać pożywienia... Innymi słowy – będą latać tu i tam, masowo.
Oblicze drugie. Ludzki patronat śmierci.
I tak też masowo będą ginąć. Wiosną bowiem panuje wysoka śmiertelność ptaków związana z okresem rozrodczym. Niestety my, ludzie, mamy w tym wielki udział. Ptaki będą rozbijać się znowu o pędzące samochody, unikając kolizji będą zderzać się z ekranami akustycznymi, na których dumnie prezentują się stale naklejone sylwetki kruków. Ptaków one nie odstraszają. One jedynie obrażają inteligencję ptaków, które widzą doskonale, że ta czarna plama się nie rusza z miejsca. Ptaki będą też uciekać przed wszędobylskimi kotami, które z naturą polską nie mają nic wspólnego, oczywistym zaś, że w naturze kota jest polować. Ba, nawet gdy kot syty – wtedy poluje często i skutecznie (i dla zabawy/zajęcia – taki układ nerwowy), wszak nie musi się taki martwić o głód i brak energii. Podobnie do ptaków, na naszych drogach wiosną ginie cała masa płazów – w pierwszym rzucie dominują ropuchy szare i zielone oraz żaby moczarowa i trawna. To pospolicie występujące w Polsce płazy, ale to nie oznacza wcale, że są gatunkowo nieśmiertelne. Płazy mają współcześnie całą masę problemów – klasycznie od utraty siedlisk, przez degradację środowiska, gatunki inwazyjne, po pułapki stworzone niechcący przez człowieka. Te pułapki (np. odkryte studzienki, wykopane doły, niezabezpieczone okienka piwnic) dają właśnie o sobie znać. Płazy udając się w takie miejsca na zimowanie na ogół świetnie je przechodzą, po czym jest kłopot. Jak się stąd wydostać? Podobny problem mają np. padalce, które nie mają szans, aby się wspiąć i wyjść na zewnątrz lub tym bardziej pokonać... schody. Regularnym potrąceniom ulegają też większe zwierzęta. Szczególnie każdego kwietnia nie mogę się nadziwić, ile rozjechanych jeży leży na drogach. Nie mogę nadziwić, bo nadal je widuję, choć niektórzy modelują, że w perspektywie narastającego ruchu pojazdów, rozrastającej się sieci dróg i dalszej modyfikacji przestrzeni jeże po prostu nie mają szans. No, może w jakichś specjalnych na ten cel wyróżnionych obszarach... Ostatnio też dość licznie widuję na poboczach borsuki. Ten największy dla Polski przedstawiciel rodziny łasicowatych (dokładnie, borsuk to kuzyn łasicy, kuny, czy tchórza) rozpoczyna w lutym okres godowy. Wybudzony ze snu zimowego poszukuje jednak też pożywienia, wszak traci w ciągu zimy kilka kilogramów swej masy. Ponieważ wykazuje przede wszystkim aktywność nocną, regularnie dochodzi do potrąceń właśnie nocą...
Nic nie można poradzić?
Długo by można wymieniać ofiary naszej stale rozrastającej się cywilizacji. Zastanawia jednak, czy naprawdę stać nas jedynie na minimalizm, gdy idzie o zapewnienie ochrony zwierzętom? Owszem, z czystej logiki wynika, że im większy ruch na drodze, tym szansa potrącenia większa. Zaraz, czy tak faktycznie jest zawsze? Duży ruch = duży hałas i drgania powierzchni, a to jedne z czynników odstraszających zwierzęta. Dążę tu do tego, że budując nowe drogi kierujemy się różnymi analizami związanymi z wpływem inwestycji na środowisko. Szacowanie gęstości ruchu na danej drodze jest bezpośrednio związane z dalszymi decyzjami i postępowaniami, jak np. w kwestii budowy przejścia dla zwierząt nad jezdnią, tworzenia przejść podziemnych, siatkowania granicy jezdni, montażu barier herpetologicznych itd. Potrafimy wydawać ogromne pieniądze na wszelkie utwardzenia, na przeoranie pofałdowanego terenu, trwałe odwodnienia, a jakoś szczególnym minimalizmem kierujemy się, gdy idzie o maksymalizację przeżywalności zwierząt, które są nam właściwie nic niewinne... Do tego skażenie światłem jako w efekcie wabik na owady nocne, rozbijane również masowo przez pojazdy, a za nimi chociażby i nietoperze... Co jeszcze okrutne, to powracające co roku incydenty wypalania traw, zbierające straszliwe żniwo wśród zwierząt. I tak możemy ciągnąć tę smutną opowieść.
Podejmujemy każdego dnia małe i wielkie decyzje. Może podejmując kolejną, warto spojrzeć na dwa oblicza wiosny i pomóc przeważyć szalę życia nad śmierci?
Sebastian „Miejski Druid” Pilichowski
Inne podobne treści:
Zielony kapitał miasta (czyli o potencjale przyrodniczym Zielonej Góry):
Wniosek o zespół przyrodniczo-krajobrazowy w Zielonej Górze pn. "Źródliska Gęśnika":
Zielony Kapitał Miasta 03/21 Skryty "Dąb Heliodor":
Odsłony: 427