Rozważania wokół cytatu 01/2023
Omawiając "Zarys historii ochrony przyrody w Polsce" prof. Władysław Szafer, wybitny naukowiec, przyrodnik, działacz na rzecz ochrony przyrody (1886-1970) przytacza następujące słowa Jana Gwalberta Pawlikowskiego w sekcji "4. Romantyzm i patriotyzm".
"Otwierają się nam oczy z chwilą, gdy poczuwamy się względem przyrody do obowiązków. Ochrona przyrody nie tylko uszlachetnia oblicze Ziemi, ona uszlachetnia człowieka".
W historii dziejów ludzkich, człowieka wykształcił masę różnych stanowisk, podejść, wierzeń i ideologii, przez co - choćby i teraz w czasie kampanii wyborczej - wybrzmiewają podziały, jakoby ochrona przyrody miała barwy polityczne. Z jednej strony obrzucanie, ignorancja, z drugiej zawłaszczanie. Nic bardziej mylnego. Literatura romantyczna nawiązuje nie tylko do mistycyzmu, ale i wielkiej estetyki przyrody. Nasyca odbiorcę jej pięknem i bogactwem, ale i potrzebą ochrony. Nawet w polskiej literaturze tego okresu, gdy na mapie Europy nadal brakuje naszego państwa. Wybrzmiewa tu patriotyczny obowiązek dbania o krajobraz, o przyrodnicze dziedzictwo, o to, co jest elementem polskości - przyroda.
Bez przyrody trudno mówić o naszej przyszłości. Czy komukolwiek się to podoba, czy nie - jesteśmy jej częścią. Jesteśmy biologicznym organizmem działającym na tych samych zasadach metabolizmu co pies i koń. Prowadzimy oddychanie komórkowe, trawimy pokarm, który pierw musimy pobrać, wydalamy niestrawione resztki, a układ nerwowy pozwala nam odbierać bodźce, przez co orientujemy się w otaczającym nas świecie. Przy zapłodnieniu zaczyna się nasza ontogeneza, okres prenatalny, po porodzie zaś trwa okres postnatalny, a z naszą śmiercią ontogeneza dobiega końca. Po nas przychodzą kolejne pokolenia, jeśli ich nie ma, nasza linia wygasa. Gdyby wygasły wszystkie linie genealogiczne człowieka, nasz gatunek wyginie, zniknie z powierzchni Ziemi. Tak samo jak ma to miejsce z każdym innym organizmem.
Słuchałem ostatnio jednego z polityków, który dużo miał do powiedzenia o owszem potrzebie ochrony przyrody, ale nie dramatyzowałby z wpływem CO2 na zmiany klimatyczne. Podkreślił zmiany, nie ocieplenie, bo wielu naukowców odchodzi od tego stwierdzenia. Mówi też, że naukowcy się spierają. Tak, spierają, ale czy polityk ów zna literaturę naukową tego zakresu? Czy rozumie różnicę między prestiżowymi publikacjami a mającymi niewielkie znaczenie lub jeszcze gorzej - gdy nie do końca naukowi są niektórzy naukowcy, których ma na myśli? Cherry-picking, zbieranie czereśni, czyli wybieranie danych/publikacji/doniesień/informacji, które pasują do naszego stanowiska, ale pomijanie tych mogących być w sprzeczności z nią. Tak nie może to wyglądać. A dostępna literatura popularno-naukowa oraz tred setterzy z mediów społecznościowych coraz częściej i skuteczniej bazują na lekkim, atrakcyjnym w odbiorze języku i dobrym montażu filmów. To miażdży naukę obecnie, której język stał się hermetyczny, surowy, niezrozumiały dla niespecjalisty. Trzeba też twardo powiedzieć - nauka sukcesywnie strzelała sobie w kolano. Naukowcy zamknęli się masowo w pościgu za wskaźnikami "ważności" swych publikacji, dopomogło temu też kilka innych czynników, a odcięli od popularyzacji nauki. Wielu przestało mówić lub zupełnie pozbawieni zdolności do tłumaczenia badań przestali wywierać pozytywny wpływ na kondycję intelektualną społeczeństwa. Z czasem wręcz naukowcy stali się wyniośli i niedostępni, a społeczeństwo straciło zaufanie i szacunek do tych, którzy często poświęcili wiele, aby stać się badaczami. Co było najpierw, jak do tego doszło? Z czego wynika ta zapaść umysłowa i chęć wiary w wyssane z palca opinie pseudonaukowe i z czego wynika ten marazm i ekskluzywne samozaoranie nauki? W ubiegłym stuleciu dokonaliśmy wielu przełomowych odkryć, które dawały podstawy do wielkich futurystycznych rozmyślań, szczególnie dobrze widocznych w literaturze i filmach sci-fi. A tak naprawdę dotarliśmy do punktu, gdzie ścieramy się o to, czy Ziemia jest płaska, czy wirus jest bakterią (a w sumie zmyśloną w myśl zasady - nie widać, nie ma) i czy zmiany klimatu zagrażają nam i bogactwu przyrodniczemu świata.
Można odnieść wrażenie, że dziś ani serce ani szkiełko - bo ani wielka romantyczna emocja ani oschłe naukowe podejście pozytywisty oparte o rozum nie napędza ochrony przyrody na dobre tory. Nie zawsze emocje są dobrym doradcą, ale błędem byłoby je odrzucić, gdyż nasza psychika mocno związana jest z przyrodą. Nie zawsze też totalne kierowanie się rozumem da najlepsze rezultaty - przecież zwyczajnie w świecie możemy się mylić. Tu w ochronie przyrody jest wielka sztuka, szczególnie dziś w tak bardzo przekształconym i zdewastowanym przez ludzkość świecie.
Ochrona przyrody musi mieć podwaliny naukowe. Nauka zatem nie może mieć barw politycznych i nie może być naginana do własnych przekonań. W dziejach nauki wiele razy dochodziło do drastycznych zmian i obalania wielu prawideł. Naukowcy mają się ścierać, mają podważać swe wyniki, bo im sprytniej to robią i im więcej dowodów na poparcie lub odrzucenie danej tezy przybywa, tym jesteśmy bliżej prawdy w odniesieniu do danego zagadnienia. Ochrona klimatu, bioróżnorodności i krajobrazu nie byłaby potrzebna, gdyby była zwyczajnym nawykiem, częścią naszego bycia oraz nie decyzją, a wychowaniem i postawą szacunku wobec świata, z którego czerpiemy pełnymi garściami.
Zachowujemy się jak rozpustni biesiadnicy, którzy po pożarciu jedzenia ponad stan, zabrali się za zapasy w kuchni i wrócili do wylizywania talerzy. To się na nas kiedyś zemści.
---
Słowa J. G. Pawlikowskiego przytoczone za W. Szaferem w książce "Ochrona przyrody i jej zasobów. Problemy i metody", tom I, 1965, pod. red. W. Szafera, Kraków, Polska Akademia Nauk Zakład Ochrony Przyrody.
Inne treści: